Roberta Biedronia nikomu przedstawiać nie trzeba. Gdy w 2011 roku zasiadł w sejmowych ławach, wywołał nie lada sensację. Był bowiem pierwszym zdeklarowanym gejem na Wiejskiej i ku ówczesnemu oburzeniu niektórych, nie zamierzał kryć się ze swoją orientacją. Za to został nawet pobity w samym centrum Warszawy. W związku z doktorem nauk prawnym i działaczem społecznym, Krzysztofem Śmiszkiem jest od 2002 roku, ale stosunkowo całkiem niedawno zaczęli dzielić się szczegółami swojego związku.
- Przeczytałem w "Życiu Warszawy" relację z konferencji prasowej, zobaczyłem jego zdjęcie i pomyślałem, że moja wiedza przyda się takiej organizacji (Kampanii przeciw Homofobii). A poza tym bardzo mi się spodobał na tym zdjęciu. Przez dwa, trzy miesiące spotykaliśmy się na gruncie zawodowo-organizacyjnym
- opowiadał kila lat temu o początkach ich miłości Śmiszek. Z licznych wywiadów wiemy, że prezydent Słupska nosi ubrania po partnerze, chciałby go poślubić, ale koniecznie w Polsce, rzadko się kłócą, a kochają nad życie. Swym szczęściem, choć subtelnie dzielą się też w mediach społecznościowych.
Z kolei o Pawle Rabieju, jednym z założycieli Nowoczesnej głośno zrobiło się w 2016 roku, gdy na antenie telewizji wyznał, że jest gejem. - Jestem gejem, to jest jakiś element mojej tożsamości, ale wspieram ruchy LGBT także dlatego, że one dzisiaj walczą o ważne rzeczy, o równość, o to, żeby były w Polsce związki partnerskie – powiedział wówczas w programie „Pociąg do polityki”. Oczywiście po tym wyznaniu bywał też pytany, czy zamierza być drugim Biedroniem i zrobić dzięki temu karierę.
- Robert jest bardzo ciepłym i empatycznym człowiekiem. Poznałem go, gdy jeszcze był posłem u Palikota. Już wtedy był osobą mocno chroniącą to, w co wierzy. Ma świeżość kontaktu z ludźmi, empatię, nie jest politykiem odklejonym od rzeczywistości, jak wielu innych. Jeśli więc mówimy o takim podobieństwie, tobym chciał. Ale chciałbym być raczej pierwszym Pawłem Rabiejem niż drugim Robertem Biedroniem
mówił dyplomatycznie w rozmowie z gazetą.pl. Potem jego orientacja znów znalazła się na językach wszystkich, gdy pokazał na Instagramie, jak całuje partnera – dziennikarza i znanego podróżnika Michała Cessanisa. Ostatnio zaś panowie wystąpili w programie „Skandaliści”, prowadzonym przez red. Agnieszkę Gozdyrę. - Wierzymy w to, że nasz ślub odbędzie się w Polsce i że udzieli go nam Rafał Trzaskowski – powiedzieli zakochani.
A który z nich obecnie cieszy się większą popularnością? Jak wynika z porównania zainteresowania w internecie Biedroniem i Rabiejem, widać, że obecnie większym zainteresowaniem cieszy się ten drugi, zapewne po ostatnim występie w „Skandalistach”.
A który z nich ma większe szanse na to, by być „tym pierwszym gejem” i tak utrwalić się w pamięci Polaków? Oddajmy głos ekspertowi.
- Wszyscy wiemy, że są gejami, ale to nie jest główna cecha, którą by podkreślali. Oni czują polską specyfikę, że właściwie nic nie mamy przeciw gejom, ale dlaczego mielibyśmy głosować na geja. Tu rywalizacja będzie, choć oni są po jednej stronie układu. Byłoby jednak niezmiernie przykro, gdyby chodziło w rywalizacji między nimi przede wszystkim o „zakres gejostwa”, o to, kto jest większym, lepszym, lepiej rozpoznawalnym. Jeden i drugi jest dobrym, ciekawym zjawiskiem. Dla mnie zaś większe szanse ma Biedroń, którego media bardzo lubią, natomiast Rabieja widzą, jako osobę pochodzącą z przegranej partii. Biedroń będzie na topie nawet dlatego, że jest szefem co prawda średniej wielkości miasta, ale szefem. Lubimy wyraziste postaci, które stoją na czele, a niekoniecznie może widzi nam się gej, który podlega kobiecie, tak jak w przypadku Rabieja. Stawiam więc w tej walce Biedronia, niż na ciągle drugą postać, kogoś ze strefy cienia, czyli Rabieja. Dobrze się jednak stało, że nie stwarzamy nieporozumień, nie mrugamy okiem, że ktoś jest gejem. Właściwie coming outy przestają być istotne. Przyjęliśmy do wiadomości, że są geje, jest dla nich miejsce i trzeba te fakty zaakceptować – analizuje medioznawca, prof. Wiesław Godzic. O to, jak orientacja wpływa na popularność zapytaliśmy z kolei prof. Kazimierza Kika, socjologa i politologa.
-To zjawisko nie odzwierciedla struktury naszego społeczeństwa. To raczej efekt mody i aktywności przedstawicieli tych mniejszości. Swoją drogą ludzi bardzo inteligentnych, zacnych, ale myślę, że niepotrzebnie podkreślana jest ich odmienność. W normalnej sytuacji być może nie zwrócono by nawet na nich uwagi, bo nie mają specjalnych przymiotów, które programowałyby ich wyżej. To, że ich odmienność tak przykuwa uwagę, to nie jest dobrze dla polskiej sceny politycznej. Te cechy bowiem nie mają przełożenia na naprawdę ważne rzeczy – ani na zdolność myślenia ekonomicznego, ani zdolności kierowania czymkolwiek – uważa naukowiec.
Kto jednak wie, biorąc pod uwagę otwieranie się społeczeństwa na inność, może niebawem Biedroniowi i Rabiejowi wyrosną kolejni przeciwnicy? Wtedy faktycznie lepiej będzie dla nich, gdy nadal będą udowadniać, że to nie dana orientacja, a praca dla społeczeństwa czyni ich dobrymi politykami.