Zdaniem redaktora. Mateusz Zardzewiały: Biedaki? Tylko na piechotę

2015-02-23 3:00

Masz stary, niedrogi samochód, który niewielkim kosztem można utrzymać w dobrej kondycji, zyskując w ten sposób wygodny i przystępny cenowo środek transportu? To masz problem. W Sejmie nigdy nie brakuje nieformalnych grup parlamentarzystów do spraw pomysłów oderwanych od rzeczywistości. Jedna z nich właśnie wzmogła działania!

Grupa posłów Platformy Obywatelskiej pracuje nad projektem ustawy de facto uderzającej w najbiedniejszych Polaków. Zamierzają pozwolić samorządom na wyznaczenie specjalnych stref ograniczonej emisji spalin w centrach miast. Prawo do poruszania się w nich miałyby wyłącznie samochody spełniające obowiązującą od 2005 r. normę Euro 4. "Samochód, który emituje [spaliny] powyżej tej normy, (...) nie będzie mógł wjeżdżać" - powiedział w rozmowie z RMF FM poseł PO Tadeusz Arkit.

Gdy przełożymy te słowa na drogowe realia, wychodzi na to, że do "czystych" stref zakaz wjazdu otrzyma chociażby tani, idealnie spisujący się w miejskich warunkach fiat cinquecento. Za to potężny, paliwożerny rolls-royce phantom będzie już w centrum mile widziany.

Mam wrażenie, że to, kto jakim samochodem jeździ, powinno być jedną z ostatnich rzeczy, o których decydują parlamentarzyści. Ważniejszym problemem jest jednak stan wiedzy posłów na temat otaczającego nas świata. Oraz umiejętność wyciągania z niej logicznych wniosków. W dziedzinie, za którą się teraz wzieli, nie trzeba umysłu Einsteina, by zauważyć proste zjawisko, jakim są ruchy mas powietrza i wiatr. Dopóki ich nie wyeliminujemy, na niewiele zda się zatrzymywanie rzekomo szkodliwych samochodów 100 m przed granicą strefy.

Pominę to, że europejskie normy czystości spalin to w dużej mierze fikcja. Poziom emitowanego przez pojazdy CO2 badany jest za pomocą testów spalania według norm ECE/NEDC. W 2013 r. brytyjski dziennikarz John Vidal na łamach "Guardiana" ujawnił, jak producenci samochodów manipulują wynikami tych testów.

Wprowadzenie w życie projektu wspomnianej grupy posłów PO spowoduje jedynie sztuczne wymuszenie na wielu (oczywiście tych uboższych) Polakach wymiany samochodów na znacznie droższe. A na wielu z nich - rezygnację z własnego samochodu w ogóle.

Trudno jednak oczekiwać, by rządzący dostrzegli motoryzacyjne problemy zwykłych obywateli zza szyb rządowych limuzyn. Pozostaje nadzieja, że projekt przepadnie w sejmowym głosowaniu.

W ostateczności - wiara w rozsądek samorządowców, którzy uczynią to prawo martwym.

Zobacz: Mateusz Zardzewiały: Zdrowie dla wybranych

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail