Bezpośrednio wybralibyśmy nawet papieża

2009-11-25 5:10

Dlaczego większość Polaków nie chce zmian konstytucji proponowanych przez premiera Donalda Tuska - ocenia socjolog Jarosław Flis.

"Super Express": - Donald Tusk zaproponował ograniczenie kompetencji urzędu prezydenta i jego wybór przez Zgromadzenie Narodowe. Co mamy o tym myśleć?

Dr Jarosław Flis: - Uwierają go ramy ustrojowe i głośno o tym powiedział. Likwidacja przyszłorocznych bezpośrednich wyborów prezydenckich byłaby na rękę wszystkim ugrupowaniom, ale jestem przekonany, że PiS, PSL i lewica utrącą tę ideę, aby utrzeć nosa premierowi. Przy tej okazji mogą potłuc swoje nosy, bo to w końcu Tusk jest faworytem wyborów bezpośrednich.

- No właśnie, tym bardziej aberracyjny wydaje się jego pomysł.

- Prawda? Choć przecież sam start w wyborach prezydenckich będzie rezygnacją z realnej władzy w kraju, właśnie wtedy, gdy już się jej zasmakowało. Im bliżej do wyborów, tym ten problem jest bardziej odczuwany. Pomysł rewolucji ustrojowej tłumaczę sobie bardziej jako wyraz emocji premiera niż chłodnej kalkulacji.

- Dość abstrakcyjny jest też tryb, jaki premier zaproponował.

- Oczywiście. Wierzę w taką zmianę - byłaby ona pożądana - ale nic nie wskazuje na to, że uda się ją przeprowadzić wcześniej niż w 2015 r.

- Słuszna zmiana? Sondaże pokazują, że Polacy odebraliby to jako zamach na ich prawa wyborcze.

- Gdyby się spytać ludzi, czy chcieliby wybierać bezpośrednio papieża albo choć prezesa NBP, to większość też by pewnie odpowiedziała, że owszem. Dobrze, że takiej możliwości nie ma. Premier popełnił jednak fatalny błąd. Polacy bardzo sobie cenią głosowanie na konkretne osoby, w związku z tym również na prezydenta. Jeżeli chce się wyborcom odebrać to, co uważają za ważne, trzeba im dać coś w zamian. Co? Np. prawo wyboru premiera. Zresztą jako obywatel wolałbym wybierać premiera niż prezydenta, który ma dużo mniejszy wpływ na rzeczywistość.

- Premier nie lubi się narażać opinii publicznej.

- I wśród jego propozycji jest też taka, która musi się spodobać obywatelom. Postuluje on zmniejszenie liczby posłów i senatorów. To zresztą nic nowego, bo PO głosi to od ośmiu lat. Kończy się na deklaracjach, bo czy wyobraża pan sobie, żeby ktoś przegłosował pozbawienie się pracy?

- Skąd więc taki postulat? Dla społecznego poklasku?

- Może jest to element negocjacyjny? Coś zgłaszamy, żeby później to odpuścić i w zamian uzyskać coś innego.

- Mówiliśmy o pomysłach rozsądnych oraz kiepskich - wszystkie są nierealne. Czy są jakieś punkty pożyteczne, a zarazem możliwe do przeprowadzenia?

- Tak. Wybory mieszane do Sejmu - to by nie tylko zwiększyło wpływ wyborców na posłów, ale uzdrowiło też działanie samych partii.

Dr Jarosław Flis

Socjolog, pracownik naukowy UJ, specjalista od mechanizmów władzy