„Super Express”: – 1 sierpnia czciliśmy Powstanie Warszawskie, 1 września uczcimy wybuch II wojny światowej. W obu przypadkach tragiczne klęski. A w tle znacznie mniej czczona rocznica triumfu: Bitwa Warszawska z 15 sierpnia 1920 r.
Dr Zbigniew Girzyński: – Każda z tych rocznic jest niezwykle ważna. Niczego im nie ujmując, data 15 sierpnia jest jednak najważniejsza. To był kluczowy moment w naszej historii. Porównywalny z chrztem Polski.
– Dlaczego?
– Chrzest był początkiem naszej państwowości. Z kolei Bitwa Warszawska przesądziła o odrodzeniu Polski. Gdyby została przegrana, państwa polskiego nie byłoby przynajmniej do 1990 r. Może nawet do dziś.
– Aż tak?
– Nie jest powiedziane, że komunizm po rozprzestrzenieniu się na zachodnią Europę kiedykolwiek by upadł. Gdyby ten zbrodniczy ustrój nie zatrzymał się na Wiśle i w 1920 r. wygrał? Mógłby trwać do dziś, a Polski by nie było.
– I mimo tego 15 sierpnia jakoś nie przebił się aż tak do powszechnej świadomości.
– Żałuję, bo zasługuje, by czcić tę datę w pełnej krasie. Mam nadzieję, że szczególnie przyszłoroczne obchody setnej rocznicy będą miały wyjątkowy charakter. Nie bez powodu określa się tę bitwę jako osiemnastej, decydującej w dziejach świata od początku ludzkości! To wyjątkowe wydarzenie, jedyne takie polskie. I choć w Warszawie ocalono Europę i świat przed komunistyczną, bolszewicką zarazą, nie ma godnego upamiętnienia tego faktu.
– 99 lat temu przeciwko bolszewikom staje zjednoczone społeczeństwo. Wielu ochotników. Po wygranej ta jedność znika. Rozpętuje się spór o to, kto tak naprawdę wygrał. Jedni twierdzą, że Józef Piłsudski. Inni, że to był cud, że generałowie Józef Haller i Tadeusz Rozwadowski.
– Przysłowie mówi, że sukces ma wielu ojców, a tylko klęska jest sierotą. Nie inaczej w tym przypadku. Moim zdaniem bohaterów było dwóch. Przede wszystkim polskie społeczeństwo, a w wymiarze personalnym marszałek Piłsudski. Dowodził armią, państwem, planował strategię i dobierał wykonawców.
– To co z tym Rozwadowskim?
– Generał Rozwadowski jako genialny planista umiał fenomenalnie wdrożyć plany marszałka w czyn. Jego zasługi są niepodważalne, ale nie zmienia to faktu, że plany były Piłsudskiego. Marszałek umiał wznieść się zarówno ponad podziały polityczne (wybór Witosa na premiera), jak i wojskowe (sięgał po niechętnych mu ludzi jak gen. Haller). Zwłaszcza Witos był tu kluczowy…
– Dlaczego?
– Do armii zgłaszali się tłumnie ochotnicy z różnych warstw społecznych – robotnicy, inteligencja, ziemiaństwo. Jedyną grupą oporną na wezwania do walki byli chłopi. Warstwa ta była najmniej społecznie świadoma. Wybór Witosa na premiera, odczytana po parafiach odezwa szefa rządu wzywająca do stanięcia do walki sprawiły, że chłopi również zaczęli tłumnie zgłaszać się na ochotników.
– Endecja ukuła termin „Cud nad Wisłą”, przypisując zwycięstwo boskiej interwencji…
– Tak, to miało pomniejszyć rolę Piłsudskiego. Dziś jednak nie trzeba tego odrzucać. Rola Kościoła, głębokiej wiary Polaków miały znaczenie kolosalne dla walki w obronie ojczyzny. Wspomnienia kardynała Aleksandra Kakowskiego opisują, jaką świadomość wagi wiary miał Piłsudski. Piłsudski nie był klerykałem, ale podkreślał, że potrzeba mu mądrych kapelanów. I ci kapelani się znaleźli z najbardziej znanym ks. Ignacym Skorupką.
– Jak pomimo 123 lat zaborów i głębszych podziałów niż dziś udało się zjednoczyć społeczeństwo?
– Zjednoczył cel, bo politycznie podziały były poważne. To wyszło później, kiedy pierwszego prezydenta RP Gabriela Narutowicza zamordował fanatyczny wyznawca narodowej demokracji. Więc podziały te były. To, że wobec wspólnego wroga udało się ludziom zjednoczyć, wynikało też z działań podjętych przez Marszałka. Powstała Rada Ochrony Państwa łagodząca spory, której celem miało być właśnie łagodzenie politycznych sporów.
– Patrząc na dzisiejszą wojnę polsko-polską, ciężko się oprzeć wrażeniu, że dziś, choć podziały są mniejsze, Polacy nie potrafiliby się zjednoczyć jak wtedy.
– Nie jestem pesymistą w tym względzie. Przypomnijmy sobie strajki 1980 r. Zaowocowały one powstaniem Solidarności. Ruchu skupiającego 10 mln ludzi. To ewenement w skali świata! Wspólnie przeżywaliśmy też żałobę po śmierci św. Jana Pawła II w 2005 r. Po katastrofie smoleńskiej 10 kwietnia 2010 r. politycy się szybko pokłócili, jednak żałoba wśród Polaków była szczera. Jestem przekonany, że w chwili próby bylibyśmy zjednoczeni jak w 1920 r.