Beata Jaczewska

i

Autor: materiały promocyjne

Beata Jaczewska: Warto wydać te 100 milionów

2013-08-06 4:00

Po co Polsce organizacja kosztownego szczytu klimatycznego?

"Super Express": - Poszukiwałem kogoś z koalicji PO-PSL, kto pochwaliłby wydanie 100 milionów zł na szczyt klimatyczny w Warszawie. Poseł Żelichowski, koalicjant i szef sejmowej Komisji Ochrony Środowiska, ku mojemu zaskoczeniu zmasakrował ten pomysł.

Beata Jaczewska: - Też, przyznam, byłam trochę zdziwiona...

- I może poseł Żelichowski ma rację? Może nie warto tego organizować?

- Szczyt daje Polsce konkretny wpływ na dyskusję w gronie 194 partnerów. To Polska proponuje tematy i margines kompromisu. I rozwiązania, które ostatecznie skonsumuje szczyt klimatyczny w Paryżu w 2015 r., będą musiały być zaakceptowane przez wszystkich.

- Tylko czy ta ważniejsza dyskusja toczy się naprawdę w ONZ? Czy jednak już w Unii Europejskiej?

- Jedno jest związane z drugim. Protokół z Kioto, właśnie ten ONZ-owski, stał się podstawą dla polityki klimatycznej do ustaleń UE. Ekstremalne zjawiska pogodowe wynikające ze zmian klimatu są faktem i nie ma wątpliwości, że jakoś trzeba im przeciwdziałać. Polski rząd od dawna uważa, że tylko te zobowiązania, które podejmiemy razem globalnie i razem ze wszystkimi państwami, mają jakiś sens...

- Właśnie! Szansa na to, że 194 kraje w ONZ podejmą jakieś wspólne zobowiązania, jest znikoma. Kioto poważnie potraktowała tylko Unia. Najbliższy szczyt mogą zablokować Rosja, Chiny...

- Bardzo się cieszę, że coraz więcej osób interesuje się tą sprawą. Daleka jestem od oceny, że szczyty nie przynoszą niczego. Może nie przynoszą niczego spektakularnego. To jest jednak zbyt skomplikowany proces, by opowiedzieć o nim jednym zdaniem. Owszem, można powiedzieć, że te szczyty niczego nie dają... Z punktu widzenia negocjatorów przynoszą jednak wiele decyzji. Często technicznych, niezbyt zrozumiałych na zewnątrz, ale dających konkretne działania. Tak też będzie w Warszawie.

- ONZ cierpi na uwiąd. Może lepiej było wydać te 100 mln zł choćby na polski lobbing w Brukseli?

- Podzielam po części pogląd, że ONZ nie jest zbyt efektywna, ale to jak z demokracją. Dopóki nie wymyślimy czegoś lepszego, to jest tylko ona.

- Pewne rzeczy związane z pakietem klimatycznym w ostatnim czasie polski rząd wetował. Polska nie ma zatem interesu w tym, żeby te propozycje poszły zbyt daleko.

- Mam nieco inne zdanie. Polska zawetowała jedną rzecz - mapę drogową w kierunku gospodarki niskoemisyjnej, a konsekwencją był sprzeciw wobec energetycznej mapy drogowej...

- Właśnie...

- Ale warto powtórzyć, że Polska oprotestowała pomysł na rozwój gospodarczy w Europie bez konkretnego oszacowania kosztów i strat. To nie było tak, że Polska opowiedziała się przeciwko polityce klimatycznej. Nasze zakłady przemysłowe są jednymi z najbardziej ekologicznych w Europie. Powiedziałabym, że to polityka rozwojowa. Oczywiście nie może ona nieść zbyt dużych kosztów w postaci ograniczenia konkurencyjności gospodarki. Nie oznacza jednak wyłącznie zagrożeń.

- Czyli warto wydać 100 mln na szczyt klimatyczny ONZ?

- Warto. Zarabiamy na tej polityce, będąc w skali świata liderem w redukcji emisji gazów cieplarnianych. W Kioto zobowiązaliśmy się do 6 proc., a mamy 32 proc. I Polska na sprzedaży tej nadwyżki emisji zarobiła już 800 mln zł.

- To jeszcze nie powód, by 100 z tych 800 mln zł oddać...

- Nie oddajemy. Wyliczenia sekretariatu konwencji klimatycznej w Bonn pokazują, że każdy delegat na szczyt ekologiczny wyda ok. 250 euro dziennie. Na hotele, restauracje, zakupy. I te pieniądze będą zarobione natychmiast. Na szczyty przyjeżdża od 10 do 14 tysięcy gości. To może być najszybciej zwrócona inwestycja z pieniędzy publicznych.

- Tego bilansu nie zepsują ewentualne straty wynikające z daty tego szczytu? Lewicowi manifestanci wokół szczytu ONZ i część uczestników marszu niepodległości 11 listopada nie będą chcieli "się spróbować"?

- Datę ustalono już w 2008 roku...

- Ze względu na święto muzułmańskie kiedyś ją zmieniano.

- Tak, ale tym razem nie było na to szansy. Na szczytach klimatycznych nie ma też takich zamieszek jak przy obradach G8, G20... Zdarzyły się w Kopenhadze, ale tam byli szefowie państw i rządów. U nas będą ministrowie środowiska. Dania wcześniej nakręcała też spiralę nadziei na podpisanie umowy międzynarodowej. I tych alterglobalistów było więcej.

- U nas będą w tym samym momencie, co narodowcy...

- O ile w ogóle będą. Nie mam obaw, że te dwie grupy się spotkają. Jeżeli już się pojawią jacyś demonstranci "ekologiczni", to ich zdecydowana większość pojawi się pod koniec szczytu, kiedy zjadą tu politycy.

Beata Jaczewska

Podsekretarz stanu w rządzie Donalda Tuska