- Dziennikarze ujawnili, że Google Street View przez lata pokazywało szczegóły polskich baz wojskowych, w tym wartownie, umocnienia i wizerunki żołnierzy, co stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa.
- MON przyznało, że problem istnieje, tłumacząc się nieaktualnością zdjęć i opóźnieniem w maskowaniu obiektów w Street View.
- Skandal polega na tym, że to media, a nie służby, musiały alarmować o tej luce w zabezpieczeniach, co wskazuje na zaniedbania w ochronie informacji.
- Wieloletnie publiczne udostępnianie tych danych to niedopuszczalne zaniedbanie, za które odpowiadają urzędnicy MON
Bazy wojskowe na widoku. Co ujawniły zdjęcia w Google?
Podczas gdy na zdjęciach satelitarnych Google Maps obiekty o znaczeniu strategicznym są konsekwentnie zamazywane, ta sama zasada przez lata nie obowiązywała w usłudze pozwalającej na wirtualny spacer po ulicach. Dziennikarze portalu Interia zidentyfikowali i przedstawili resortowi obrony listę obiektów, których widoczność w sieci budzi poważne obawy. Upublicznione zostały między innymi wartownie jednostek wojskowych, szczegóły umocnień, rozmieszczenie kamer przemysłowych, a nawet wizerunki żołnierzy pełniących wartę wraz z ich uzbrojeniem. Dostęp do takich informacji z poziomu zwykłej przeglądarki internetowej to gotowe narzędzie dla obcych służb wywiadowczych do analizy słabych punktów i planowania potencjalnych działań wymierzonych w infrastrukturę obronną Polski.
Spóźniona reakcja MON. Jak resort tłumaczy zaniedbanie?
Ministerstwo Obrony Narodowej pod kierownictwem Władysława Kosiniaka-Kamysza, w odpowiedzi na pytania mediów, próbuje umniejszać wagę problemu. Resort tłumaczy, że fotografie nie są aktualne. "Zobrazowania odzwierciedlają wyłącznie sytuację utrwaloną w chwili wykonania zdjęcia oraz, co istotne, w wielu przypadkach pochodzą sprzed kilku lat, przez co cechują się nieaktualnością" — czytamy w oświadczeniu MON.
To jednak dopiero dalsza część komunikatu ujawnia skalę zaniedbania. Resort obrony potwierdził również, że skierował do Google Polska formalny wniosek o zamaskowanie obiektów, ale przyznał, że proces ten w odniesieniu do usługi Google Street View "znajduje się obecnie na etapie przygotowania do realizacji". To zdanie jest dowodem na spóźnioną reakcję i przyznaniem, że mimo świadomości zagrożenia, problem przez lata nie został rozwiązany.
Skandal w MON. Kto odpowiada za narażenie bezpieczeństwa Polski?
Fakt, że to dziennikarze, a nie wyspecjalizowane służby państwowe, musieli alarmować o tak fundamentalnej luce w zabezpieczeniach, jest kompromitujący. Tłumaczenie o nieaktualności zdjęć nie wytrzymuje krytyki – kluczowe elementy infrastruktury, takie jak układ umocnień czy lokalizacja wartowni, nie zmieniają się z dnia na dzień. Sprawa ujawnia niepokojącą opieszałość i brak kompleksowego podejścia do ochrony informacji w cyberprzestrzeni.
W dobie rosnących napięć geopolitycznych i zagrożeń hybrydowych, wieloletnie publiczne udostępnianie danych o jednostkach wojskowych w Google Street View to niedopuszczalne zaniedbanie. To skandal, który podważa zaufanie do procedur i naraża bezpieczeństwo baz wojskowych, a odpowiedzialność za ten stan rzeczy spoczywa bezpośrednio na urzędnikach Ministerstwa Obrony Narodowej.
Polecany artykuł:
