"Super Express": - Tygodniowe tournée Obamy po Europie świadczy o jakimś przewartościowaniu w dotychczasowej polityce zagranicznej USA?
Bartosz Węglarczyk: - I tak, i nie. Azja jest i pozostanie najważniejszym regionem świata dla Ameryki. Dużo ważniejszym niż Europa. Natomiast wydaje się, że Amerykanie istotnie rozczarowali się osławionym już "resetem" w stosunkach z Rosją. Pamiętajmy, że to był jeden z głównych punktów polityki zagranicznej Obamy. Dziś Rosja odmawia Ameryce współpracy w Azji, w Afryce Północnej i na Bliskim Wschodzie, zwłaszcza w Iranie.
- Zatem teraz przyszedł czas na "reset" w stosunkach z Europą?
- Tak. Teraz jest czas na reset resetu z Rosją i tym samym reset z Europą.
- A co Obama zyska na wizycie w Polsce?
- Przede wszystkim wsparcie polskiego rządu dla planów USA dotyczących operacji w Libii i Afganistanie. Każdy członek NATO ma jeden głos na 27 i nasz głos na pewno ma dla USA duże znaczenie. W Afganistanie mamy jeden z największych kontyngentów, więc jesteśmy dla Amerykanów bardzo ważnym partnerem. Nasze wycofanie się z tego kraju byłoby katastrofą wizerunkową dla misji NATO. Obama przyjeżdża, aby uzyskać od nas obietnicę pozostania na misji. Sprawa Afganistanu jest tym bardziej priorytetowa dla Obamy, że tuż po wakacjach rozpoczyna się w USA kampania prezydencka.
Zobacz koniecznie: Obama w Polsce: Gdzie BĘDZIE MIESZKAŁ - 150 m2 luksusu czeka w hotelu Marriott! ZDJĘCIA
- I wizyta w Warszawie ma mu pomóc w zdobyciu głosów Polonii amerykańskiej?
- Rola Polonii jest przez nas zdecydowanie przeceniana. Nie odgrywa ona praktycznie żadnej roli w polityce USA. Ostatnim prezydentem USA, który uważał inaczej i w efekcie przejechał się na tym, był Bill Clinton w czasie kampanii reelekcyjnej w 1996 roku. Bardzo zabiegał wówczas o wsparcie Polonii i wiele jej naobiecywał. Ostatecznie otrzymał wsparcie Kongresu Polonii Amerykańskiej, ale nie przełożyło się ono na głosy.
- Dlaczego?
- W amerykańskiej polityce liczą się tylko te grupy - nieważne, czy są to polonusi, geje, strażacy czy rudowłosi Amerykanie - które głosują "w blokach". Muszą być zorganizowane i mieć przedstawiciela, który mówi w imieniu ich wszystkich. Otóż Polonia w USA nie potrafi zachęcić tamtejszych Polaków do zorganizowania się w sprawnie działającą machinę polityczną. Może to już taka polska anarchia. Polacy mają to do siebie, że zawsze byli niechętni angażowaniu się w życie publiczne i politykę. Duża część Polonii amerykańskiej to ludzie, którzy przed polityką uciekli.
- Amerykanie przyjeżdżają do nas lobbować na rzecz gazu łupkowego. Oddamy im gaz za friko?
- Jesteśmy nieco przewrażliwieni na tym punkcie, bo mamy za sobą 40 lat takich historii, gdy przychodził do nas Wielki Brat i mówił, że chce to i tamto całkowicie za darmo. Nic jednak nie wskazuje na to, by z Amerykanami miało być tak samo. Wręcz przeciwnie. Ponieważ nie stać nas na to, by wydobywać gaz na własną rękę, mają oni nam w tym pomóc. Trzeba tylko wynegocjować optymalne warunki, abyśmy mieli i pieniądze, i gaz. Kraje arabskie funkcjonują na tej zasadzie, że z braku technologii sprzedają koncesje koncernom zachodnim i bogacą się na tym.
Bartosz Węglarczyk
Publicysta "Gazety Wyborczej"