"Super Express": - Zbliża się rekonstrukcja rządu, ale ta praktyczna. Pan zostaje w resorcie?
Bartosz Kownacki: - To w ogóle nie jest temat. Na razie ministerstwo i ja pracujemy. Jeżeli minister Macierewicz uzna, że powinienem pracować, to tak będzie. Jeżeli nie, to nie będę.
- To pytanie raczej o plotki o odejściu ministra Macierewicza...
- Nie wygląda na to, żeby w plotkach o odejściu ministra Macierewicza było coś na rzeczy.
- Kupimy rakiety Patriot od Amerykanów? Jest jakieś rozczarowanie, że Amerykanie zażądali zbyt dużych pieniędzy.
- Przecież tylko ktoś naiwny mógłby wierzyć, że Amerykanie sprezentują nam patrioty za półdarmo.
- Tylko czy przeciwieństwem "półdarmo" musi być "zaporowo"?
- Ta kwota rzeczywiście jest nie do zaakceptowania, ale dopiero przystępujemy do negocjacji. Jestem przekonany, że uzyskamy odpowiednią cenę. Nie przeraża mnie tu jednak cena.
- A co?
- Politycy opozycji, którzy w Sejmie ogłaszają, że jeżeli nie kupimy rakiet Patriot, to będzie porażka, klęska. Czy ci ludzie działają w interesie polskiego państwa, czy w interesie lobbystów?! Oczekiwałbym raczej, że opozycja będzie wymagała od rządu, by kupił jak najlepszy produkt za jak najlepszą cenę! A oni chcą, żeby rząd podpisał szybko umowę, za dowolną cenę. Kontrakty zbrojeniowe nie powinny służyć zdobywaniu przychylności politycznej.
- Gdyby miał pan wskazać największe niepowodzenie MON i pańskie w ciągu dwóch lat rządów, to co by to było?
- Na pewno moją porażką jest polityka komunikacyjna. Nie zawsze udawało mi się przekazać to, co robiliśmy. Pochwalić się...
- Litości! Brzmi pan jak dawna Unia Wolności. Oni na pytanie o błędy lat 90. też odpowiadali, że jedynym było to, że niedostatecznie głośno chwalili się sukcesami.
- W naszym przypadku tak jest!
- A z takich bardziej namacalnych porażek lub problemów?
- Powiedziałbym, że konsolidacja polskiego przemysłu zbrojeniowego. To trwa zbyt długo. Chcieliśmy, żeby zakupy wspólne, łączenie pewnych przedsiębiorstw następowało szybciej. To w jakimś sensie się nie udało.
- Pan nadzoruje modernizację armii. Tu wszystko wyszło?
- Chcę być dobrze zrozumiany, bo ludzie, którzy się tym zajmują, wykonują ogrom świetnej pracy. Męczę ich nieustannie o efekty. Cały czas ten system pozyskiwania sprzętu w armii jest jednak zbyt wolny. I cały czas nie został uproszczony.
- Czyli?
- Nie powinno być tak, że nabywamy dla armii sprzęt, którego nikt nie produkuje, albo za niebotyczne pieniądze. Np. trwa dyskusja o wyborze okrętów podwodnych dla Polski. I założenia zapisano tak, że nie ma na świecie okrętu, który spełniałby nasze wymagania!
- Może to dobrze, że jesteśmy tacy wymagający?
- Nie do końca dobrze. Opóźnia to negocjacje, podraża koszty. Nikt nie chce wziąć odpowiedzialności za obniżenie wymagań, a zmiany standardów muszą kosztować.
- Często pan słyszy pytanie, po co nam w ogóle inwestycje w marynarkę wojenną? Bałtyk nadaje się podobno raczej dla kajaków płaskodennych.
- Strategicznie można to różnie oceniać, ale okręty podwodne z pociskami manewrującymi w połączeniu z lotnictwem zmieniają układ sił na Bałtyku. I mogą być takim narzędziem odstraszania, że potencjalny agresor dwukrotnie się zastanowi, zanim zdecyduje się zaatakować. Wciąż są tu trzy oferty w grze, każda ma plusy i minusy. Bardzo ważna jest oferta gospodarcza. Rozmawiamy też o pociskach Tomahawk.
- Są na to szanse? Amerykanie nie zgodzili się sprzedać tej - technologii Holendrom. Dlaczego mają zgodzić się nam?
- Nie zgodzili się, ale prezydentura Donalda Trumpa niektóre reakcje zmienia. W zeszłym roku uzyskaliśmy już pociski JASSM do F-16.
- Opóźnienia w sprawie śmigłowców to wasza porażka? Opozycja wam to wytyka, były obietnice.
- Porażką była cała polityka Platformy w sprawie śmigłowców, zwieńczona podpisaniem kontraktu na caracale.
- Bo słabe?
- Z innego powodu. W 2010 roku, czyli w czasie, w którym prowadzono już prace nad pozyskaniem śmigłowców, rząd Platformy sprzedał państwowe zakłady produkujące śmigłowce. Po czym zlecono zamówienie na śmigłowce! Zarzuty w sprawie śmigłowców są też nieuczciwe.
- Dlaczego?
- Zacznę od tego, że śmigłowce nie są najpilniejszą sprawą. Czas nagli bardziej w przypadku wozów piechoty (niektóre mają po 50 lat) i obrony przeciwlotniczej. Politycy PO prowadzili też postępowanie w sprawie śmigłowców przez osiem lat i dotarli do umowy przedwstępnej. My w ciągu roku dotarliśmy do etapu, w którym za chwilę będą oferty końcowe!
- Francuzi z ich ofertą wciąż są w grze?
- Sikorsky i Leonardo, mające zakłady w Polsce, a także Francuzi są w grze.
- Czyli nie obrazili się za to wytknięcie nauki jedzenia widelcem?
- Panie redaktorze.
- Ja nic nie mówię! Publicystycznie ten tekst bardzo mi się podobał.
- W takim biznesie i przy takich kwotach nikt się na nikogo nie obraża. Tu twardo walczy się o swoje interesy. I pamiętajmy kontekst mojego porównania. W sprawie uzbrojenia warto też zwrócić uwagę na duży sukces MON. W odróżnieniu od PO wydaliśmy całość przewidzianych w dwóch budżetach środków na modernizację armii i obronność. Platforma przez osiem lat nie wydała kilkunastu miliardów złotych, zwracając je do budżetu!
- Minister finansów pewnie się ucieszył.
- Może ich minister tak, ale w armii jest wiele nagłych potrzeb, które wtedy można było rozwiązać. Ta kwota pozwoliłaby np. na pełne sfinansowanie dwóch programów, takich jak okręty podwodne czy RAK. Za 10-20 lat, kiedy spojrzy się z perspektywy na działania PO i nasze, będzie widać, kto co zrobił. No i ustawa 2,5 proc. PKB na obronność. Choć to akurat praca kilku resortów. A rok temu nikt nie wierzył, że to będzie możliwe.
- Z czegoś pan, indywidualnie, jest dumny?
- Wokół ustawy 2,5 proc. PKB też się nachodziłem, ale jest jedna sprawa, którą traktowałem wręcz honorowo. Samoloty do przewozu najważniejszych osób w państwie, czyli dla pułku specjalnego.
- Sposób wyboru tych samolotów był krytykowany.
- Tak, ale był też chwalony, bo przez kilkadziesiąt lat nikt nie chciał się tym zająć! Choć już po tragedii smoleńskiej chyba nikt nie miał wątpliwości, że należało to zrobić. I przeprowadziliśmy to po wygraniu wyborów od początku do końca. Choć największym sukcesem MON jako całości jest zwiększenie obecności wojsk amerykańskich w Polsce. Mój udział był tu akurat skromny.
- Obejmując MON, mieliście założenie, żeby jak największą część uzbrojenia produkowały polskie zakłady. To się udaje? To często zaawansowane technologie.
- Tam, gdzie się da, staramy się tak postępować. Przykładem może być Autosan. Przez 10 lat oni nie mogli formalnie wygrać żadnego postępowania. Teraz wreszcie mają szansę w nich uczestniczyć. Powinno dawać się polskim firmom szansę. Weźmy np. Ursus.
- Traktory?
- Tak. Armia potrzebuje też ciągników. Do tej pory wygrywały bardzo dobre, amerykańskie ciągniki, ale bardzo drogie. A czy naprawdę nie wystarczyłby polski, który może nie ma tych ciekłokrystalicznych ekranów czy klimatyzacji i różnych gadżetów? Chciałbym też, żeby w oparciu o offset w Polsce wykonywana była jak największa część tego, co zamawiamy. Ale także, żeby nasze firmy pozyskiwały jak największą część rynku jako podwykonawcy na potrzeby zamówień z innych państw.
- Na ile jest to realne?
- Bardzo realne. I cieszy mnie w tym kontekście wzrost przychodów z eksportu Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Oczywiście nie jest to jeszcze poziom, jakiego bym sobie życzył, dodatkowo odbijaliśmy się od bardzo niskiego poziomu. Ale widać dynamikę kilkudziesięciu procent wzrostu. Choć jeszcze wielka praca przed nami, bo wciąż jesteśmy w ogonie eksporterów.