I tu nagle zapis audio z przebiegu takiego spotkania z działaczami z Dolnego Śląska wyciekł do mediów. W całej tej sprawie pomijam różne kwestie poboczne, takie jak: kto nagrał rozmowy, czy nagranie powstało na czyjeś zamówienie, co jeszcze się nagrało i dlaczego dostajemy tylko audio, a nie full HD. Zainteresował mnie język. Semantyka nomen omen. Z nagrania dowiedzieliśmy się, że szefem gabinetu politycznego w MSW jest Paweł Majcher, w czasach IV RP "wzmożony moralnie" funkcjonariusz mediów publicznych. Znaczy "pisior!". Premier zauważył pół żartem, pół serio, że semantycznie już samo jego nazwisko jest ciekawe.
To nagranie to element wojny. Wojny między PO i PiS. Jedni uważają drugich za wzmożonych moralnie, a ci drudzy tamtych za zmorzonych moralnością. Ci pierwsi używają wielkich słów zbyt rzadko, a ci drudzy zbyt często. Po obu stronach słyszymy o funkcjonariuszach mediów, którzy mówią kto kłamie, a kto nie.
Jeszcze jedno pominąłem. Czy to przypadkiem nie "Newsweek" pisał jakiś czas temu, że "Tusk boi się podsłuchów"? Ale dość już, nie nagrały się jakieś dowcipy?