Zarówno Bronisław Komorowski, jak i Andrzej Duda zapomnieli o przedstawieniu wizji, zapomnieli o całych grupach wyborców, które mieliby do siebie przekonywać.No, chyba że kandydatom chodziło o mobilizowanie twardego elektoratu. Ale wyborcy niezdecydowani nie zobaczyli nic poza pyskówką. Jedyne, co zrozumieli, to fakt, że mamy do czynienia z kolejną odsłoną wojny PO - PiS.
- Przed debatą wszyscy mówili, że Bronisław Komorowski przegra miażdżąco. Czy można powiedzieć, że w jakimś stopniu debata nie jest sukcesem obecnego prezydenta?
- To zależy do czego porównujemy. Jeśli zestawimy debatę z bardzo słabą kampanią Komorowskiego, to faktycznie, odbił się od dna. To pewien sukces. Ale patrząc obiektywnie na tę debatę, to pozostawiała wiele do życzenia u obu kandydatów. Żaden z nich nie starał się pociągnąć ludzi jakąś ideą, ale skupili się na podstawianiu sobie nóg.
- Czy oznacza to, że cichym zwycięzcą tej debaty jest Paweł Kukiz, który w pierwszej turze zajął trzecie miejsce, a wczorajszą debatę określił jako żenadę?
- Nie wiem. Prawdziwym zwycięzcą Kukiz byłby wtedy, gdyby kandydaci zrozumieli więcej z tego, o co chodzi jego elektoratowi. Gdyby adresowali swój przekaz do części chociaż osób, które chcą zmian proobywatelskich w państwie. Tych elementów zdecydowanie więcej było u Dudy niż u Komorowskiego. Ale w przypadku kandydata PiS także nie była to główna oś przekazu.
- Ostre odcięcie się od kiepskiej debaty może pomóc Kukizowi w budowie nowego ruchu obywatelskiego?
- Paweł Kukiz na pewno zajął wygodną pozycję, bo może siedzieć i rozdawać razy obu walczącym stronom.
Zobacz: DEBATA PREZYDENCKA Dr Rafał Chwedoruk: Mecz sztabów wygrali ludzie od Komorowskiego