Wiesław Godzic: Bardziej niż o Rzepę obawiałbym się o TVN

2011-07-11 4:00

Wyniki sondażu, w którym 43 proc. obywateli widzi zagrożenie dla wolności słowa, komentuje medioznawca

"Super Express": - W sondażu "Newsweeka" aż 43 proc. respondentów uznało, że wolność słowa jest w Polsce zagrożona. Przeciwnego zdania było 50 proc.

Prof. Wiesław Godzic: - To zaskakujące dane, ale raczej nie odzwierciedlają rzeczywistości. To raczej dowód na to, że społeczeństwo patrzy na nią w sposób upartyjniony. Gdyby dopytać o szczegóły, wyszłoby na to, że ludzie często rozumieją jako zagrożenie różne rzeczy. O problemie z wolnością mediów mówią jednak politycy i publicyści, więc część ludzi odnosi wrażenie, że coś jest na rzeczy. Nakłada się też na to kilka wydarzeń, jak zatrzymanie młodego chłopaka prowadzącego stronę antykomor. pl. Lubimy proste odpowiedzi i mamy tu proste porównanie: nachodziło się nad ranem dawniej, nachodzi się i dziś. O wolność słowa trzeba wciąż walczyć, ale nie ma elementów świadczących, że jest z nią dziś gorzej niż w kilku ostatnich latach.

- Może na te odczucia nie wpływa partyjniactwo, ale występowanie w krótkim czasie kilku wydarzeń związanych z mediami? Wspomniał pan o najściu agentów na studenta. Do tego dyskusje wokół sprzedaży "Rzeczpospolitej", próba przejęcia przez PO całości KRRiT oraz mediów publicznych.

- Rzeczywiście PO wręcz podkreśla, że problemem jest członek Rady z SLD niż treść sprawozdania. Czyli jeśli nie będzie tego z lewicy, to Rada byłaby wspaniała? Ta kwestia i ewentualny skok Platformy na media publiczne jest jednak czymś, co może wpływać na opinię bardziej wyrobionych wyborców. Na powszechną bardziej już sprzedaż "Rzeczpospolitej", a zwłaszcza "Uważam Rze".

- Dlaczego bardziej?

- Ten nowy tygodnik skupił większość prawicowych czytelników pod jednym sztandarem. To, co po stronie liberalnej czy lewicowej rozkłada się na kilka tygodników. I zakusy biznesmena mogą budzić obawy, choć przecież nie deklaruje zmiany linii pisma. A twarz ma się jedną i na tym etapie nie ma podstaw, by mu nie wierzyć. Pan Hajdarowicz ma opinię liberała, ale tylko tyle. Dlaczego miałby się wtrącać, a nie dbać o dochody? Bardziej niż o "Rzepę" obawiałbym się raczej o TVN.

- To sprzedaż TVN wydawała mi się bardziej czysto biznesowa niż przypadek "Rzeczpospolitej".

- Tak, ale z czego wynika przekonanie, że nic się nie zmieni? Nie chodzi o zmianę poglądów, ale cech stacji. Nie chodzi też o to, że kupią to Niemcy czy Rosjanie. Problem w tym, że TVN może stać się stacją skrajnie rozrywkową. W ogóle bez publicystyki, na której przecież nie robi się kasy. Przy oczywistej słabości mediów publicznych, kiedy część jej misji przejęły stacje komercyjne, dopiero wówczas może zostać zachwiana równowaga na rynku mediów. Oczywiście nie będzie to widoczne od razu, ale po 2-3 sezonach zobaczymy, że czegoś jest tu za mało.

- Te 43 proc. widzących zagrożenie dla wolności słowa to jednak więcej niż deklarowany elektorat PiS. Czy na część tego wyniku nie mogły wpłynąć dwie sprawy związane z polskim wymiarem sprawiedliwości? Pierwsza to utrzymanie przepisu do trzech lat więzienia za obrazę prezydenta. Więzienia, a nie grzywny za słowo.

- Akurat ta sprawa może nie do końca. Owszem to jest przepis z dawnej epoki i nie powinien istnieć. Ale rozumiem opory tych, którzy nie chcą go likwidować i obawiają się pewnej wolnoamerykanki. To jest problem szybkiej demokratyzacji bez jej długich tradycji. Czujemy jako społeczeństwo, że wszystko powinniśmy mieć opisane w prawie. A najlepiej z załącznikiem słów, które uznaje się oficjalnie za brzydkie i nie można ich używać.

- Druga była decyzja Europejskiego Trybunału Praw Człowieka o tym, że dziennikarz nie może być karany za opublikowanie nieautoryzowanego wywiadu. Wcześniej polskie sądy wszystkich instancji nie miały wątpliwości, że należy go karać. Wyjątkiem był prof. Rzepliński, który zgłosił zdanie odrębne.

- Rzeczywiście, sygnał, że europejski Trybunał patrzy na kwestię wolności słowa inaczej niż polscy sędziowie, mógł mieć znaczenie. Więzienie za słowo i autoryzacja to niestety bardzo silne pozostałości po PRL. Autoryzacja to nieporozumienie wygodne tylko dla polityków i pozwalające im na częściowe manipulowanie mediami. Większość podejrzewa, że z tą autoryzacją nie jesteśmy do końca krajem europejskim. Za problemem tych 43 proc. widzących zagrożenie dla wolności mediów stoi raczej słabość, a więc brak organizacji, upartyjnienie i niemożność wyłonienia autorytetów w samym środowisku dziennikarskim.

Prof. Wiesław Godzic

Medioznawca i socjolog, Uniwersytet Jagielloński