"Super Express": - Na ile hasła, z którymi PiS szedł do władzy w 2005 roku, odbiegały od tych, z którymi startował SLD w 2001?
Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska: - To dość egzotyczne pytanie, zważywszy na różnice między tymi partiami. PiS jako kontynuację PC zawsze różniło od SLD podejście do PRL i budowy demokracji w Polsce. Politycy PiS także w 2005 roku podkreślali konieczność uwolnienia III RP od deformujących gospodarkę i życie społeczne pozostałości po PRL. Stąd obietnica rozwiązania WSI, nowelizacji ustawy o IPN i powołania CBA. SLD jest natomiast partią, której liderzy oraz wyborcy darzą PRL sporym sentymentem i trudno uwierzyć, by byli jakoś szczególnie zainteresowani w pełni pluralistycznym systemem demokratycznym. Przecież akceptowali i wspierali ustrój, który był jego zaprzeczeniem.
- Ale już obietnice wyborcze PiS i Platformy nie różniły się tak egzotycznie?
- Tylko te z 2005 roku. Obie partie mają wspólne postsolidarnościowe korzenie. Już rządy AWS-UW podjęły i realizowały "pakiet czterech reform" osadzony w projekcie państwa, które było w zasadniczym sporze z PRL, jeśli chodzi o jakość elit, styl rządzenia i sposób kontrolowania władzy. To AWS powołał do życia IPN. PO i PiS szły po władzę z postulatami, które wydawały się w 2005 roku zbieżne. Opowiadały się za ostatecznym zerwaniem z PRL. Po wyborach wspólnie rozwiązały WSI, znowelizowały ustawę o IPN i powołały CBA. Afera Rywina i starachowicka pokazały skalę niejawnych mechanizmów wpływania na rządzących przez różne lobby, także przestępcze. Postulat kontrolowania elit władzy był w 2005 roku powszechnie akceptowany.
- A jednak to PiS szedł do władzy z najbardziej radykalnymi postulatami zmian systemowych.
- Radykalnymi? Proszę łaskawie nie mówić językiem propagandy. Powiedziałabym, że PiS był po prostu konsekwentny. Natomiast gotowość Platformy - w której znajduje się przecież wielu ludzi Solidarności - do realizacji tych wspólnych postulatów okazała się niewielka. Po wygranych w 2007 roku wyborach okazało się, że PO widzi wszystko zupełnie inaczej - CBA zmieniło nie tylko szefa, lecz także sposób funkcjonowania. Elity władzy znowu są poza społeczną kontrolą. W tych kwestiach to partia Jarosława Kaczyńskiego okazała się bardziej wiarygodna. Platforma wydaje się kolejną wersją partii "władzy-godnej", a nie partią programu, który jej liderzy naprawdę, a nie tylko wizerunkowo chcą wprowadzić w życie.
- PiS był konsekwentny i miał wolę zmian. Tylko że gdy przeszedł do czynów, to wzniosłe hasła z kampanii o korupcji zmieniły się w swoją karykaturę...
- Korupcja elit kosztuje społeczeństwo znacznie więcej niż przypadki tzw. korupcji codziennej, np. kontrolera biletów w autobusie, który weźmie łapówkę, a nie wystawi mandatu. Ta pierwsza dotyczy wielomiliardowych przetargów i tego, czy autostrady buduje się szybko i tanio, czy długo i bardzo drogo. Elity mają też ogromną przewagę nad nieuczciwymi kontrolerami, bo dzięki dostępowi do realnej władzy mogą blokować wymiar sprawiedliwości i skutecznie ukrywać łamanie prawa. W praworządnym kraju musi istnieć instytucja, która będzie w stanie stosować prawo także wobec "silnych".
- Prof. Witold Kulesza stwierdził na naszych łamach, że CBA wodziło ludzi na pokuszenie, aby następnie ich karać za to, że pokusie ulegli. I było to sprzeczne z ideą państwa prawa.
- Państwa o dobrze rozwiniętej demokracji mają tak silną opozycję i skuteczną opinię publiczną, że jeśli pani minister spraw zagranicznych Szwecji płaci kartą służbową za rodzinne zakupy w supermarkecie, to traci stanowisko. W III RP takie mechanizmy nie działają. Podobnie wymiar sprawiedliwości, np. w Stanach, jest równie skuteczny wobec elit, jak wobec zwykłych ludzi. Można wymienić dziesiątki przypadków aktorów, reżyserów, szefów MFW, Enronu, instytucji finansowych etc., wobec których mechanizmy kontroli elit zadziałały. My wyrastaliśmy w systemie komunistycznym, gdzie władza była kompletnie poza jakąkolwiek kontrolą. Najwyraźniej prokuratura, policja, służby specjalne i sądy nadal mają z tym problem. A prowokacje (np. w handlu narkotykami i nie tylko) to procedura najzwyczajniejsza pod słońcem. I czasami jedynie skuteczna.
- A jak wyglądał dorobek PiS w polityce zagranicznej? Udało mu się zachować deklarowaną podmiotowość Polski?
- W tej dziedzinie państwo ma tylko takie możliwości osiągnięcia sukcesu, jakie dają partnerzy. Możemy więc rozliczać polityków z ich postawy i woli obrony pewnych zasad i priorytetów w polityce międzynarodowej. Wiarygodność rządów sprawdza się również stopniem podatności na naciski innych państw. Za rządów PiS Rosja wprowadziła embargo na polskie mięso i blokowała import aż do momentu objęcia władzy przez Platformę. Pomogła więc polskiej opozycji odsunąć ówczesny rząd od władzy. Inny przykład? PO głosi potrzebę bezkonfliktowej polityki w Unii. Lech Kaczyński czekał z podpisaniem traktatu lizbońskiego, aż mała Irlandia wyrazi swą opinię w referendum. Problem dywersyfikacji źródeł energii był traktowany przez premiera Kaczyńskiego i prezydenta Kaczyńskiego bardzo poważnie. Nie widzę takiej determinacji ze strony PO. A w sytuacji sporu w UE o "ekologiczne" warunki wydobywania gazu łupkowego, determinacja rządu nie jest sprawą bagatelną.
- Czy cokolwiek z tamtych rządów zasługuje na krytykę?
- Oczywiście, że tak. Rząd PiS miał swoje słabości, przede wszystkim kadrowe. Przypomnę premiera Marcinkiewicza, postać bardziej medialną niż merytoryczną. Roman Giertych okazał się być politykiem mało wiarygodnym w dochowaniu wierności głoszonym wartościom. Byli też Janusz Kaczmarek, Anna Kalata... Można powiedzieć, że błędem było powołanie R. Sikorskiego na ministra obrony narodowej, ale sukcesem - jego odwołanie. Ale cóż, dzisiaj nie mam większych wątpliwości, że to Platforma nie chciała koalicji z PiS. Nie zgodziła się też w sytuacji patowej na powtórzenie wyborów. Liderzy PiS poradzili sobie z tym poważnym kryzysem politycznym, podejmując samodzielne rządy za cenę współpracy z mało wiarygodnymi partnerami. I w takich warunkach zrealizował większość swych obietnic. To się nazywa maestria władzy.
Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska
Socjolog, IRWiR PAN