Barbara Fedyszak-Radziejowska: Węgrzy bardziej pewni siebie niż my

2011-02-10 3:00

Znana socjolog o sporze na linii UE - Węgry i kontrowersyjnej węgierskiej ustawie medialnej

"Super Express": - Wiktor Orban idzie pod prąd unijnym dyrektywom zarówno w rozwiązaniach gospodarczych, jak politycznych. O co mu właściwie chodzi w projekcie przebudowy państwa węgierskiego?

Dr Barbara Fedyszak-Radziejowska: - Przykład Węgier pokazuje, o co toczy się dziś poważny i niejawny spór wewnątrz Unii. Chodzi o demokrację, o relacje między państwami i o politykę. Po pierwsze, czy i w jakim zakresie wynik wyborów w poszczególnych państwach Unii podlega swoistej kontroli i ingerencji unijnych władz lub najsilniejszych państw tejże Unii. Co może zmienić zwycięska partia? W Hiszpanii - jak widać - wiele, bo wygrała lewica, na Węgrzech - jak sugerują media - niewiele. Czy dlatego, że wygrała centroprawica? Po drugie, na ile realna jest autonomia państw narodowych w Unii w takich sprawach, jak ustawa medialna, zmiany w konstytucji, ochrona życia poczętego, podatki, ubezpieczenia społeczne? I wreszcie, na ile spór między lewicą i prawicą będzie sporem formacji mających równe prawo do kształtowania wspólnych rozwiązań w sferze gospodarczej, społecznej i kulturowej, a na ile pod pozorem postpolityki będziemy przywracać hegemonię jednej wizji Europy. Środowiska lewicowe używają w tym sporze takich kategorii, jak słuszność i niesłuszność, czy nowoczesność i zacofanie, sugerując, że wszyscy "apolityczni", "niezależni" eksperci od praw człowieka i organizacji międzynarodowych są po jednej, słusznej stronie, tej, która pod sztandarem postpolityki ukrywa najzwyczajniej na świecie lewicę.

- Unia protestuje, ale Orban ma też wielu sojuszników, zwłaszcza w naszym regionie.

- Wielu sojuszników to przesada. Chociaż zapewne Orban, Klaus czy Lech i Jarosław Kaczyńscy widzieli miejsce swoich państw w Unii podobnie. Symboliczne znaczenie miało zwlekanie Lecha Kaczyńskiego z podpisaniem traktatu lizbońskiego do czasu wyniku referendum w Irlandii. Ale Lech Kaczyński zginął 10 kwietnia 2010 roku.

- Czy mamy dziś na Węgrzech do czynienia z budową lokalnej odmiany "IV RP"?

- Orban i jego Fidesz rzeczywiście odwołują się do sanacji państwa, jednak proponowane zmiany w konstytucji, np. ochrona życia poczętego czy przypomnienie roli wartości chrześcijańskich my wprowadziliśmy już w drugiej połowie lat 90. Podobieństwo tkwi w próbie ograniczenia dominacji lewicy w mediach.

- Nazwijmy rzeczy po imieniu, chodzi o zawłaszczanie mediów.

- Co pan rozumie przez "zawłaszczanie"? Obywatele różnią się poglądami, wyznają różne wartości i partie polityczne istnieją po to, by te różnice przekładać na swoje programy rozwiązywania gospodarczych i społecznych problemów kraju. Wybory to decyzja o powierzeniu konkretnej partii realizacji konkretnego programu, to swoisty kontrakt partia - wyborcy, w którym partia ma obowiązek wywiązać się z zobowiązań. A media publiczne są także po to, by wyborcy mieli możliwość uczestniczyć w sporze różnych formacji politycznych i różnych punktów widzenia. Z wielu badań wynika, że większość dziennikarzy jest liberalno-lewicowa, a zwyczajny ogląd sytuacji w Polsce, zapewne także na Węgrzech, pokazuje, że to lewicowe formacje polityczne "rządzą" mediami w państwach postkomunistycznych. Nikt w Unii nie krytykuje Polski za likwidację programu Pospieszalskiego, Wildsteina czy Ziemkiewicza.

- Orban doszedł do władzy pół roku temu, ale już zatrząsł Unią i Węgrami. Donald Tusk ma za sobą trzy lata ostrożnych rządów. Jak pani porównuje ich obu jako polityków?

- Nie widzę większego powodu do porównań, podobnie jak do porównania Orbana z Napieralskim. Są różni. Dlatego mogę jedynie zauważyć, że wszyscy trzej są dość przystojni. Orban realizuje obietnice wyborcze, ale nie wiem, czy ulegnie atmosferze ostrych ataków i presji z zewnątrz. To pewnie będzie zależeć od odwagi i poczucia własnej wartości Węgrów i od tego, czy będą go popierać mimo medialnej presji.

- A jakieś podobieństwa między Orbanem a Jarosławem Kaczyńskim?

- Zwycięstwo Orbana było jednak dużo bardziej przekonujące niż zwycięstwo PiS. W Polsce poparcie dla prawicy rozłożyło się na PO i PiS. Dzisiaj widać, jak dalece PO wprowadziła swoich wyborców w błąd. Orban otrzymał poparcie ponad połowy swoich rodaków i to określa jego możliwości działania zarówno w sferze gospodarczej, jak i politycznej. J. Kaczyński był premierem w sytuacji dalece mniej komfortowej.

- Czy eksperyment węgierski, jeśli się powiedzie, będzie promieniował na inne kraje?

- Polacy są społeczeństwem, w którym łatwo wywołać poczucie wstydu i kompleksów. Mamy też elity, które nazwałabym podobnie, jak nazywa się rodziców odbierających swoim dzieciom poczucie własnej wartości - są toksyczne! O własnym społeczeństwie myślą - naprawdę! - że jest ksenofobiczne, roszczeniowe, żebraczo-złodziejskie, moherowe, i co tam jeszcze... Nic dziwnego, że tak wielu Polaków jest niebywale wrażliwych na zewnętrzne opinie. Słuchamy z uwagą nie tylko tego, co mówi o nas kanclerz Merkel, lecz także premier Rosji. W niemieckiej prasie pojawił się krytyczny wobec Orbana artykuł zatytułowany "Niemcy oczekują zmiany prawa medialnego na Węgrzech". Ciekawe, czy Węgrzy okażą się równie podatni na medialną, zagraniczną presję i ulegną, jak kiedyś Polacy?

Dr. Barbara Fedyszak-Radziejowska

Socjolog, IRWiR PAN