Sobotnie obchody miesięcznicy smoleńskiej zakończyły się burzliwym incydentem. Po tradycyjnej mszy politycy Prawa i Sprawiedliwości z Jarosławem Kaczyńskim na czele i premier Mateusz Morawiecki składali kwiaty przed pomnikami prezydenta Lecha Kaczyńskiego i Ofiar Tragedii Smoleńskiej na Placu Piłsudskiego. Tam czekała na nich pikieta. Protestujący z warszawskim przedsiębiorcą Zbigniewem Komosą na czele mieli ze sobą własny wieniec. Znajdował się na nim napis: "Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Naród polski. Spoczywajcie w pokoju" i z dopiskiem: "Stop kreowaniu fałszywych bohaterów!".
NIE PRZEGAP: Papież Franciszek nadal w szpitalu. Podano ważny komunikat, chodzi o modlitwę
Obecna podczas uroczystości policja oraz żandarmeria wojskowa odebrały wieniec protestującym. Doszło do przepychanek, jedna z osób została siłą wyniesiona spod pomnika. To nie pierwszy taki incydent z udziałem Zbigniewa Komosy. Parę dni temu Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia wydał wyrok w sprawie poprzednich takich wieńców składanych przez biznesmena. Sąd orzekł, że Komosa nie znieważył pomnika, wyrok jednak nie jest prawomocny. Katastrofa pod Smoleńskiem miała miejsce 10 kwietnia 2010 r. Podczas podchodzenia do lądowania rozbił się samolot Tu-154 wiozący delegację na uroczystości 70. rocznicy zbrodni katyńskiej. Zginęło 96 osób, w tym prezydent Lech Kaczyński.