"Super Express": - Grzegorz Schetyna przez najbliższy miesiąc będzie najważniejszym człowiekiem w kraju. Gdy Bronisław Komorowski zostanie zaprzysiężony na urząd prezydenta - Schetyna, jako marszałek Sejmu, będzie drugą osobą w państwie. Jak mamy interpretować zaszczyt, którego dostąpił?
Prof. Zdzisław Krasnodębski: - Zacznijmy od tego, że jego wysoka pozycja będzie tylko pozycją formalną. Władza leży w rękach premiera Donalda Tuska. I w tych rękach pozostanie. Przychylam się do opinii, że awans Schetyny zawiera w sobie pozorność - tak naprawdę traci teraz wpływy w partii.
- Realną władzę wśród szarego partyjnego tłumu zamienia na prestiżowe odosobnienie?
- To na pewno dla niego nowa rzeczywistość. Znamy go z innej roli - tego, który na bieżąco kieruje partią. Teraz będzie kierował pracą parlamentu, odsuwa się więc - przynajmniej teoretycznie - od bieżącego, kuluarowego życia swoich koleżanek i kolegów z Platformy. Teoretycznie, gdyż jest przecież uznawany za polityka twardego, mocno reprezentującego interesy swojej partii. A to z kolei nie pasuje do powierzonej mu funkcji.
- Czym to będzie skutkować?
- Sposób uprawiania polityki w Polsce miał się zmienić. Okazuje się, że to nieprawda. Schetyna na tak eksponowanym stanowisku - faworyzując swoją formację - nie będzie sprzyjał łagodzeniu konfliktów. Jesteśmy cały czas w tej samej rzeczywistości, w której byliśmy. Nie łudźmy się: konflikt polityczny będzie trwał nadal.
- Grzegorz Schetyna na jesieni zeszłego roku został uznany za polityka zamieszanego w aferę hazardową.
- No właśnie. Trudno, aby ten wątek jego biografii nie pojawił się w rozmowie na temat nowej odsłony jego politycznej kariery. Wówczas, na jesieni, utracił stanowisko szefa MSWiA i został przesunięty do pracy sejmowej, a dziś - choć afera hazardowa nie została jeszcze wyjaśniona, a prace komisji śledczej zostały tylko zawieszone - mamy sytuację, w której polityk, na którym ciążą niewyjaśnione zarzuty, zostaje marszałkiem Sejmu pełniącym obowiązki prezydenta. To jest trudne do zrozumienia. Oczywiście, nie przesądzamy teraz o prawdziwości czy nieprawdziwości podejrzeń wokół jego osoby, ale wiemy chociażby o tym, że powiedział nieprawdę w sprawie kontaktu z Ryszardem Sobiesiakiem.
- Nowy marszałek Sejmu postuluje, żeby się przyjrzeć temu, czy aby w Sejmie nie istnieje zbyt wiele komisji śledczych.
- Brzmi to dziwnie w jego ustach. Obawiam się, że wraz z wyborem Bronisława Komorowskiego na prezydenta i wraz z objęciem przez Grzegorza Schetynę fotela marszałka Sejmu kończy się ta epoka w polskiej historii, która się zaczęła od afery Rywina i która przebiegała pod hasłem walki z korupcją, wzmocnienia państwa i podwyższania standardów politycznych. Polacy sami się na to zgodzili w wyborach prezydenckich. Dali obozowi rządzącemu wolną rękę. Dali wolną rękę tego typu polityce, która odpowiedzialność zamazuje, zamiast starać się ją ustalić.
- Polacy zaufali hasłom spokoju, pod które kandydat PiS podpiął się aktywnie, ale późno...
- Tylko jak rozumieć "Zgoda buduje", gdy Platforma rządziła poprzez konflikt? Przy czym nie miał on charakteru merytorycznego, lecz symboliczny - chodziło o wojnę z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Platforma potrzebuje wroga. Kutz, Niesiołowski, Palikot to czołowe postaci takiego sposobu uprawiania polityki zwanego postpolityką.
- Na początku powiedział pan, że nowe wyzwanie polityczne czekające Schetynę jest wyrafinowaną formą jego degradacji. A czy nie jest właśnie swego rodzaju namaszczeniem do realizacji wielkich ambicji? Przecież obecny prezydent wcześniej był właśnie marszałkiem.
- Nie przypuszczamy chyba, że prezydentowi Komorowskiemu coś złego się wydarzy. Schetyna może próbować budować swój wizerunek wokół nowej funkcji, ale przecież nie jest politykiem, którego siła polega na sprawnym pełnieniu funkcji reprezentacyjnych. W przeciwieństwie do Tuska nie jest nawet dobrym mówcą. Jest człowiekiem sprawnym administracyjnie, a w tym względzie nie rozwinie skrzydeł, sprawując urząd marszałka.
Prof. Zdzisław Krasnodębski
Wykładowca Uniwersytetu w Bremie i UKSW w Warszawie