Jeżeli minister finansów rzeczywiście chce zmniejszyć deficyt budżetowy, to przede wszystkim powinien zdecydować się na cięcie sztywnych wydatków.
A jest z czego ciąć - wcześniejsze emerytury, KRUS, rozbuchany aparat urzędniczy (na dobry początek można by zlikwidować tak bezsensowną instytucję, jak BBN, który jest jedynie przechowalnią dla politycznych kumpli).
Podnoszenie podatków to droga donikąd. W skali makro zmniejszy popyt, tym samym osłabiając gospodarkę. W skali mikro poważnie uderzy w nasze domowe budżety.
Bo nie jest prawdą, że nie odczujemy wzrostu VAT. Odczujemy i to boleśnie, szczególnie ci najbiedniejsi. Oczywiście nikt (albo prawie nikt) nie kupuje telewizora, pralki czy samochodu co miesiąc.
Ale już każdy kupuje nie tylko co miesiąc, ale i codziennie żywność. A jej ceny wzrosną wraz ze wzrostem ceny paliwa. Każdy też płaci za prąd, gaz czy wywóz śmieci. Politycy, którzy twierdzą, że tego nie odczujemy, albo kłamią, albo są głupi.
No, chyba że jedno i drugie.