Marek Twardowski: Arłukowicz zmarnował wiele miesięcy, ale się udało

2015-01-09 3:00

- Środa to powrót dzieci do szkół, ale i do przychodni. To także dzień posiedzenia rządu i konferencji pani premier o jej 100 dniach. Przypuszczam, że w tym tkwi tajemnica przemiany ministra Arłukowicza - mówi lekarz Marek Twardowski z Porozumienia Zielonogórskiego.

"Super Express": - Ponad 14 godzin negocjacji w ciągu jednego dnia i wreszcie się porozumieliście. Jak pan sądzi, ilu pacjentów ze słabszym sercem ten spór i groźba zamknięcia gabinetów kosztował zdrowie, a może i życie? Nie można było zamknąć się na te 14 godzin np. we wrześniu?

Marek Twardowski: - Rozumiem ten zarzut i jest w nim wiele racji. Nie powinno być jednak tak, żeby minister zdrowia odpowiadający za dostęp pacjentów do lekarzy rozmawiał z lekarzami od 15 maja i zmarnował tyle miesięcy! Z naszej strony wola porozumienia była. Z drugiej była chęć pokazania, że jest się triumfatorem, mocarzem, że rozbiło się opozycję. W demokracji polityk nie powinien likwidować opozycji, tylko z nią rozmawiać, a lekarz nie powinien wojować z lekarzami. Niestety tym razem właśnie tak było.

- W chwili ogłoszenia zgody Porozumienie Zielonogórskie informuje: "Konferencja Arłukowicza - znowu zmanipulowany przekaz. Chyba byliśmy na innych negocjacjach...".

- Najważniejsze jest to, że porozumienie pozwoliło na otwarcie naszych gabinetów, a przecież o to chodziło, na to czekali pacjenci. Jesteśmy zadowoleni, choć gdyby nie upór ministra Arłukowicza 29 grudnia, to w ogóle by nie było problemu. I gabinety byłyby otwarte od razu. Udało się jednak...

- Dzień przed zgodą wcale na to nie wyglądało. I nagle w pół dnia wszystko się zmieniło?

- Rzeczywiście w poniedziałek minister Arłukowicz posądzał nas o niecne rzeczy, niemające nic wspólnego z prawdą, a we wtorek zaprosił do ministerstwa, porozmawialiśmy i podpisał co trzeba.

Zobacz: Andrzej Duda: Zwycięstwo jest absolutnie realne

- Ustąpił on czy Porozumienie Zielonogórskie?

- Minister Arłukowicz ogłosił, że wygrał, czyli przegrał, przegrał, czyli wygrał, ale był zadowolony z tego, że podpisał to, na czym nam zależało. I bardzo dobrze. Nasze umowy są zabezpieczone, tak jak środki finansowe na funkcjonowanie pakietu. Powstanie też zespół monitorujący jego działanie, pilnujący, jakie korekty trzeba wprowadzić. Dobrze, że minister to uznał i zobowiązał się na piśmie, że takie zmiany będą wprowadzane. Nikt nie jest nieomylny, a pakiet dla pacjentów chorych na raka powinien być prawdziwy, a nie na papierze.

- Minister ustąpił też, jeżeli chodzi o wyższe kwoty w przeliczeniu na pacjenta...

- Udało się podnieść roczną stawkę kapitacyjną. Od stycznia lekarze rodzinni otrzymają też więcej środków potrzebnych do diagnostyki. W przeciwnym razie to nie byłby pakiet onkologiczny, ale lipa. Zmian jest sporo, wiele technicznych, ale moim zdaniem na korzyść pacjenta. Odstąpiono m.in. od części tej biurokratycznej mitręgi.

- Co wpłynęło na tę zaskakującą zmianę ministra Arłukowicza? Rozmowa z premier Kopacz, podczas której mogła go ochrzanić?

- Nie mogę mówić o wszystkim, ale zadałem sobie pytanie, kiedy może być najlepszy moment na rozwiązanie problemu. Środa to był powrót po świętach ludzi z dziećmi, które ruszą do szkół, ale i przychodni. Środa to także posiedzenie rządu i konferencja, na której premier Kopacz miała podsumować swoje 100 dni. I jak by to wyglądało, gdyby dziennikarze pytali tylko o zamknięte przychodnie i pacjentów? Przypuszczam, że w tym tkwi tajemnica przemiany ministra. Wcześniej świadomie zerwał negocjacje, był twardy. Gdyby tego nie robił...

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail