- Jak się jest lekarzem, to zawsze zachowuje się w ten sposób - mówi skromnie w rozmowie z "Super Expressem" Bartosz Arłukowicz. A jednak zdaniem świadków sytuacja w powietrzu wyglądała dramatycznie. Wszystko zaczęło się około pół godziny po starcie niewielkiego bombardiera z Warszawy. Do siedzącego na przodzie Arłukowicza podeszła stewardesa. Jeden z pasażerów, jak się okazało senator Preiss, stracił przytomność.
Arłukowicz bez wahania ruszył udzielić mu pomocy. Po chwili dołączyli do niego dwaj inni lecący tym samym samolotem politycy lekarze, Marek Hok (62 l.) z PO i Czesław Hoc (61 l.) z PiS. - Arłukowicz razem z dwoma osobami zaczął reanimację od udrożnienia dróg oddechowych. Później położyli senatora na boku w przejściu i monitorowali jego stan. Na szczęście po jakimś czasie zaczął odzyskiwać przytomność - relacjonuje jeden z pasażerów. Mimo to zadecydowano o awaryjnym lądowaniu w Poznaniu, gdzie senatora odwieziono do szpitala.
Jeszcze w weekend jego stan się poprawił. A do osób, które udzielały pomocy, wysłał wiadomość z podziękowaniami. Dla Arłukowicza udzielanie pierwszej pomocy to nie nowość. Jako lekarz pracował m.in. w pogotowiu, a w 2011 r. już jako minister pomagał ofiarom wypadku drogowego, którego był świadkiem.
Zobacz: Arcybiskup pedofil Józef Wesołowski staje przed sądem