A co by było dzisiaj? Gdybyśmy nasze szacowne elity z AD 2021 przenieśli o 82 lata wstecz i miałyby zmierzyć się z niemiecką inwazją? Myślę, że wszyscy stanęliby na wysokości zadania. Tak jak dzisiaj stają.
Po pierwsze, jestem przekonany, że moglibyśmy liczyć na nieocenioną prezydent Dulkiewicz z Gdańska. Obrońców i atakujących Pocztę Gdańską chwyciłaby za ręce i pojednała. Przeprosiła Niemców za wszystko i w zamian poprosiła o przebaczenie. Następnie działonowym z pancernika Schleswig-Holstein pomachałaby tęczową chorągiewką – symbolem przecież już nie tylko społeczności LGBTQIA+, lecz także po prostu miłości między ludźmi, braterstwa, pokoju. Niemcy by zrozumieli. Gorzej byłoby z polskimi żołnierzami z Westerplatte, wychowanymi często w konserwatywnych rodzinach, ale może by też poszli za dobrym przykładem?
Szlabanów żadnych przepychać, ciąć zasieków i miażdżyć płotów gąsienicami czołgów, nie trzeba by było. Wcześniej zdemontowaliby je posłowie Sterczewski i Gdula – przeszkadzają w migracji zwierząt i są po prostu nieludzkie. Mostu w Tczewie nikt by nie wysadzał, co zapewne doceniliby zaskoczeni niemieccy czołgiści i potraktowali jako pokojowy gest. Wiecie, jaki ślad węglowy zostawia taki wybuch, jak się taki wielki most wysadza? Organizacje ekologiczne by do tego nie dopuściły.
Maria Peszek, Krzysztof Zalewski i Natalia Przybysz zaśpiewaliby, że nie dadzą się podzielić, zająć tematem zastępczym narzuconym przez rządzący w Polsce reżim, że ich ta wojna nie obchodzi. Leszek Balcerowicz domagałby się szybszego dokończenia listy swoich wrogów, by, korzystając z okazji, dostarczyć ją Niemcom, a także ucieszył się, że przy okazji działań wojennych zniszczone zostaną nierentowne fabryki. Jarosław Kaczyński stwierdziłby, że on już to wszystko dawno przewidział, a Lech Wałęsa, że nie z takimi Niemcami walczył, i to sam. Prezydent pocieszyłby wszystkich na Twitterze, a ministrowie pokłóciliby się, który ważniejszy. Wojenne zamieszanie byłoby idealną okazją do kolejnej rozgrywki w obsadzie spółek Skarbu Państwa. Donald Tusk przyznałby, że wojna to problem, ale większym są rządy PiS-u. Korwin stwierdziłby, że czy socjalizm, czy narodowy socjalizm, wszystko mu jedno, a „Gazeta Wyborcza” opublikowałaby tytuł: „Niemcy to przyjaciele, wrogowie to naziści”.
A może tak oni wszyscy by się nie zachowali, tylko stanęli na wysokości zadania? W przypadku większości mam poważne wątpliwości, które buduje doświadczenie z czasu pokoju.