"Super Express": - Przyjaźnił się pan z Andrzejem Lepperem?
Artur Balazs: - Przyjaźń to może za dużo powiedziane, ale byliśmy dobrymi kolegami. Po ludzku go lubiłem. I jeżeli chce pan usłyszeć coś złego na Leppera, to będę musiał pana rozczarować...
- Nie, ale to ciekawe. Dziennikarze często zgłaszają się do pana, otwarcie oczekując takich słów?
- Po jego śmierci żaden. Przeżywam jednak taką refleksję, że niektórzy dziennikarze, którzy odsądzali go od czci i wiary, wyrażają się teraz o nim zadziwiająco pochlebnie.
- Reakcja wobec Leppera mogłaby być u pana naturalna. Jest pan politykiem raczej konserwatywnym. Kolegowanie się z kimś, kto miał opinię politycznego chuligana, może zaskakiwać.
- Rzeczywiście byliśmy z innych bajek i wszystko nas różniło. Mam jednak głęboki szacunek dla swoich adwersarzy politycznych. Staram się ich zrozumieć. I nie mogłem zaprzeczyć, że była autentyczna grupa Polaków, którzy nie odnaleźli się po zmianie systemu. Lepper w naturalny sposób ich reprezentował. To prawda, że był bardzo nieufny. Byłem jednak jedną z niewielu osób, którą darzył zaufaniem.
- Furory wśród warszawskich elit to pan tą znajomością raczej nie robił.
- Oczywiście nie było to dobrze widziane. Ludzie z Platformy i "Wyborczej" wypominali mi, że w głosowaniu poparłem Leppera na wicemarszałka Sejmu.
- Właśnie. Dlaczego go pan poparł?
- To był szacunek dla istotnej części elektoratu i Andrzeja Leppera, jako szefa związku rolniczego, z którym współpracowałem jako minister. Elitom, a także wielu politykom naraziłem się tym jednak strasznie. Donald Tusk wręcz w tej sprawie szalał. Nigdy nie podarował mi tego głosowania, co było w jakiejś części powodem mojego rozstania z PO.
- Donald Tusk szalał? Ma wizerunek człowieka, który kocha każdego. No, może oprócz Jarosława Kaczyńskiego.
- W nim, tak jak i w części mediów, osoba Leppera z założenia budziła jak największą niechęć. Może nie pogardę, ale był tego blisko. Ale tak reagował nie tylko on. Przyjaźnię się z Aleksandrem Hallem i on też miał do mnie o to pretensje.
- Kiedy był pan ministrem rolnictwa w rządzie Buzka, Andrzej Lepper ten rząd zwalczał. Mówił "Buzku-łobuzku"... To musiała być raczej "szorstka przyjaźń".
- On miał poczucie, że zdemoluje tamten rząd. I obawiał się, że wchodząc do rządu, mu to utrudnię. Że odbiorę mu część napędu. Otwarcie mówił jednak, że będzie musiał atakować mnie stanowczo, jak innych.
- Czym pana przekonał?
- Jako szef ważnego związku zawodowego okazał się autentycznym partnerem ministra rolnictwa. Miałem poczucie, że moje działania choćby w sprawie negocjacji z Unią Europejską jak i poprawy opłacalności produkcji rolniczej mają aprobatę nie tylko rządu, ale nawet twardej opozycji oraz rolniczych związków. Dotrzymywał porozumień, które podpisał z rządem. Mimo wszystko zachowywał się fair.
- Nie miał pan do niego koleżeńskich pretensji, że wybiórczo atakuje głównie rządy postsolidarnościowe, a te związane z SLD oszczędza?
- Miałem wielokrotnie i to mnie bolało. Tłumaczyłem mu, że premier Buzek jest dobrym szefem rządu i przeprowadza trudne i ważne reformy. Jako lider twardego, rewindykacyjnego związku chciał jednak już wówczas bronić nie tylko rolników, ale wszystkich odrzuconych. Kiwał głową i robił swoje.
- Był pan politykiem dawnej opozycji. Siedział w więzieniu za Solidarność. Rozmawiał pan z nim o ludziach z betonu PZPR bądź służb SB, którzy go otaczali?
- Mówiłem i jemu, i publicznie, że problemem Leppera jest część jego otoczenia związana ze starym układem władzy i służbami. Że w pewnym momencie sprowadzą na niego jakieś wielkie nieszczęście. Oprócz tego było tam wielu ludzi po prostu nieuczciwych, którzy chcą ubić na nim jakiś interes.
- Sam ich dopuszczał na listy. Często za pieniądze.
- Nigdy z nim list nie układałem. Wiem to, co pisano w gazetach. Przestrzegałem go przed otoczeniem, nie ingerując głębiej.
- Mówimy o nim jako polityku. Wielu zastanawia się jednak, jaki był prywatnie. Mówiono, że był zręcznym, cynicznym graczem, udającym kogoś innego, niż był naprawdę. Inni, że był naturalny.
- Raczej zręcznym graczem. Owszem, nie był wykształcony, nie potrafił poruszać się na salonach. Ale ta prostota i rubaszność była pozorem. W rzeczywistości był sprytnym, obdarzonym olbrzymią intuicją polityczną człowiekiem. Świetnie wyczuwał klimat tłumu. Był naturalnym liderem tych protestów.
- Według prokuratury powodem samobójstwa miały być sprawy finansowe. Czy był osobą, która z tego względu targnęłaby się na własne życie?
- Problemy finansowe były stałym elementem jego aktywności osobistej i publicznej. Uważałem go za człowieka niezmiernie odpornego i wytrzymałego na ciosy. Samobójstwo byłoby ostatnią rzeczą, o które go mogę podejrzewać. Co go mogło do tego pchnąć? Miał poczucie osaczenia ze wszystkich stron, ale musiało się wydarzyć coś, co dopełniło ten tragiczny scenariusz. Coś, o czym nie wiemy i być może nigdy się nie dowiemy.
- Mówi się o jego tajemniczych kontaktach biznesowych i nie tylko...
- Nie znam ich, ale mam poczucie, że Andrzej Lepper znał wiele tajemnic związanych z układem władzy z czasów pełnienia przez niego funkcji politycznych. Tajemnic dotąd nierozwikłanych. Był depozytariuszem pewnej wiedzy, o którą otarł się podczas swojej aktywności publicznej. Nie wiem, czy on się tą wiedzą z kimś podzielił. Ale może mogła mieć związek z tym, że targnął się na swoje życie?
Artur Balazs
Były minister w rządach Mazowieckiego i Buzka