I właśnie ten ostatni - towarzysz Tomasz - nie miał 1 sierpnia szczęścia. Na jego monumentalnym pomniku ktoś namalował czerwoną gwiazdę i napisał "kat". A czyż nie był on czerwonym katem? Ten zbrodniarz, który podpisał wyrok śmierci na rtm. Witolda Pileckiego i tysiące polskich patriotów, nie wiedzieć czemu jest wciąż uznawany przez niektórych za legalnego prezydenta Polski. Doprawdy trudno pojąć, jak w 2016 r. można otaczać szacunkiem i chronić agenta sowieckiego NKWD. A jednak znajdują się tacy. I to nie żadni spadkobiercy komuny, przedstawiciele SLD czy KOD. To stróże prawa, funkcjonariusze policji państwowej.
I tak 1 sierpnia w godzinach popołudniowych nasza kochana policja zatrzymała autorów prawdziwej przecież informacji, że Bierut był katem. Dziewczyna i chłopak zostali przewiezieni na komisariat i... aresztowani na 48 godzin. Potraktowani jak przestępcy w sytuacji, kiedy za prawdziwego, groźnego przestępcę państwo polskie powinno uznać Bieruta, tak jak jego bolszewickich kumpli i wyznawców. Tymczasem w świetle obowiązujących przepisów taki "atak" na stalinowskiego funka mógł być najwyżej uznany za wykroczenie i ukarany mandatem.
Szczęśliwie następnego dnia do sprawy włączył się prokurator generalny, który zażądał zwolnienia z izby zatrzymań dwójki "przestępców". Zbigniew Ziobro oświadczył, że zatrzymanie odbyło się bez wiedzy i udziału prokuratury i było "niezasadne".
Co należy zrobić, aby do takich "ekscesów", takiego "szargania autorytetów" nie dochodziło? Wynieść wszystkich komunistycznych niegodziwców nie tylko z Alei Zasłużonych, ale z całych Powązek Wojskowych. Najlepiej na cmentarz Armii Radzieckiej. Swój do swego. Może być dostojnie, przy dźwiękach Międzynarodówki.
Zobacz: Zbezczeszczono grób Bieruta na Powązkach! "Spełniono patriotyczny, obywatelski obowiązek"?