„Super Express”: - Spotkanie prezydenta Francji Emmanuela Macrona z polskimi politykami to czysta kurtuazja? Wiadomo, co sądzi o naszych przywódcach, wiadomo, co polski premier i prezydent sądzą o nim, ale żadnej ze stron nie wypada tego głośno powiedzieć...
Jerzy Haszczyński: - Bardzo często politycy mają różne poglądy, a nawet personalne antypatie. Duże państwa jak Francja czy Polska mają swoje interesy i mogą niekiedy sobie nie pasować, ale nie ma to nic wspólnego z efektami, jakie płyną z takich wizyt.
Tu będą efekty?
Spodziewam się, że ostatecznie tak. To ważna wizyta, na której padają dość zaskakujące deklaracje. Prezydent Macron uspokaja w sprawach bezpieczeństwa, choć jeszcze niedawno traktował Rosję jako państwo, z którym chciałby tworzyć ręka w rękę nowy porządek światowy. Do niedawna głosił śmierć NATO i żegnał się z Ameryką. Teraz zapewnia, że tak nie jest i zapewnia, że rozumie obawy Polski i krajów Europy Wschodniej.
Pytanie kiedy Macron mówi prawdę? Kiedy Polsce nam kadzi, czy kiedy robi z Polski i polskich pracowników tarczę strzelniczą w kampanii? Za kilka miesięcy nie spotka się znów z Politykami rosyjskimi i nie będzie kadził z kolei im?
Wiem, że to tylko słowa polityka i trzeba poczekać na czyny. I każdy polityk dopasowuje się do odbiorcy. Myślę jednak, że tu sprawa jest głębsza i to może być szczere. Macron nie jest tak jednoznacznie zdeterminowany na porzucenie dotychczasowego systemu bezpieczeństwa. To w jakiejś mierze wynik szczytu NATO, a także dostrzegania w coraz większym stopniu aktywność Rosji w polityce wewnętrznej Francji, która nie jest mu na rękę. Na skali prorosyjskości przesunął się gdzieś w stronę neutralną. Oczywiście to jest specyfika francuskiej polityki, ale z poważnych kandydatów na prezydenta Macron był też jedynym, który w kampanii był sceptyczny wobec Putina. To co opowiadała Le Pen lub Fillon byli jawnie prorosyjscy.
Pojawiły się takie sugestie, że na zmianę jego podejścia wpłynął Brexit oraz świadomość, że PiS jednak nie jest na jedną kadencję.
Coś w tym jest, ale chodzi o coś więcej niż PiS, chodzi o tę połowę społeczeństwa w Polsce, czy nawet społeczeństw w Europie Wschodniej. Zachód zaczął rozumieć, że 15 lat po wejściu do UE „nowe” kraje Unii się wyemancypowały. Te społeczeństwa nie mają już kompleksu „Zachodu”, nie patrzą w Niemcy czy Francję jak w święty obrazek. Nie za bardzo przejmują się już jakimś pohukiwaniem z europejskich stolic. I nawet jeżeli ta emancypacja w wykonaniu PiS jest ostentacyjna czy niezgrabna, ale PiS nie jest jedyne w tym regionie. Ponadto Francja przegrała rozszerzenie na nasz region…
To znaczy?
Francja była przeciwna rozszerzeniu, na czym wygrali Niemcy i wielu innych. Przegrała, co ich boli kulturowo i politycznie. W naszym regionie język francuski przegrywa nie tylko z angielskim i niemieckim, ale z hiszpańskim a nawet włoskim! Oni muszą te straty minimalizować, a obrażaniem się i nadąsaniem się tego nie odrobi.
Jerzy Haszczyński, szef działu zagranicznego „Rzeczpospolitej”
Rozmawiał Mirosław Skowron