"Super Express": - W ostatnim czasie słyszeliśmy o poważnych nadużyciach, które mogły mieć miejsce w fundacji senatora PiS Stanisława Koguta oraz w fundacji posłanki PO Ligii Krajewskiej. Czy możemy mówić o drastycznym obniżeniu standardów politycznych w Polsce?
Antoni Dudek: - Myślę, że te standardy dawno już były niskie. Problemy z fundacjami, które robią dziwne interesy w oparciu o polityków, zdarzały się zawsze. Przypomnę chociażby sprawę fundacji Porozumienie bez Barier Jolanty Kwaśniewskiej. Tam też były różne oskarżenia, a działo się to prawie 20 lat temu. Tego typu rzeczy często dzieją się w krajach demokratycznych. Tam, gdzie są wpływowi politycy mający fundacje, na które ludzie wpłacają pieniądze, bo chcą dla siebie coś ugrać, to margines - ogólnie mówiąc - pozytywnej działalności.
- Skoro takie rzeczy zdarzały się od lat, to może w ogóle politykom zabronić tworzenia fundacji, niech robią to społecznicy?
- Byłbym bardzo ostrożny w mówieniu o tym, by politycy trzymali się z dala od fundacji i organizacji pozarządowych. Bo w ogólnym rozrachunku mogą coś dobrego zrobić. Jednak działalność tego typu musi być jak najbardziej transparentna. I musi podlegać szczególnej kontroli mediów. Bo pokusy istnieją zawsze. Choć oczywiście w przypadku wymienionych fundacji żaden wyrok nie zapadł, a zdarzały się przecież przypadki uniewinnień i oczyszczenia z zarzutów.
- Ale poza fundacjami mamy też aferę w Warszawie i sprawę Hanny Gronkiewicz-Waltz. Czy to nie jest jednak dowód na obniżanie standardów moralnych?
- To zupełnie inna historia, bo dotyczy sprawy reprywatyzacji i nierozwiązania tego problemu na przestrzeni lat. W Warszawie ten problem przybrał najbardziej jaskrawe barwy. Jednak to problem też poprzedników Gronkiewicz-Waltz, jak i wielu innych miast. Z problemem reprywatyzacji nie poradziła sobie cała klasa polityczna po roku 1989. O ile różnorakie problemy z fundacjami są problemem na całym świecie, tak sprawy zwrotu zagrabionego przez komunistyczny reżim majątków są specyficzne dla państw postkomunistycznych.
- Ale nie w każdym kraju postkomunistycznym mąż prezydent stolicy uzyskiwał udziały w reprywatyzowanej kamienicy?
- Racja, ja oczywiście w żadnym razie nie bronię Hanny Gronkiewicz-Waltz. Jej odpowiedzialność polityczna jest oczywista. Od razu po wybuchu afery Platforma Obywatelska powinna się Hanny Gronkiewicz-Waltz pozbyć. Wtedy uniknęłaby strat wizerunkowych, które dziś ewidentnie ponosi. Jednak problem by nie zaistniał, gdyby nie nacjonalizacja. Czym innym są wspomniane fundacje, które w wielu krajach prowadzą pozytywną działalność, ale jest ona obarczona pewnym ryzykiem. Sprawy jakichś wpadek i afer były i będą, tu bym nie dramatyzował. Zagrożenie dla standardów i kultury politycznej widzę gdzie indziej.
- Gdzie?
- W tej chwili problemem jest coraz bardziej brutalny język uprawiania polityki. Przyniesie on bardzo poważne, negatywne konsekwencje dla zachowań społecznych. Bo brutalności nie da się zatrzymać wyłącznie na poziomie języka. I to bardzo niebezpieczne.
ZOBACZ TAKŻE: Prof. Ryszard Bugaj: To może być bardzo duża afera