"Super Express": - Dziś przypada 150. rocznica wybuchu powstania styczniowego. Jest co świętować?
Prof. Antoni Dudek: - Powstanie styczniowe jest kolejnym w ciągu wielkich powstań narodowych. Kolejnym przegranym, trzeba dodać. W moim przekonaniu nie było najmniejszych szans na wygraną. O ile w powstaniu kościuszkowskim czy powstaniu listopadowym mieliśmy regularną armię po naszej stronie, to powstanie styczniowe od początku przybrało formę nieskoordynowanych walk partyzanckich. Gdy wybuchło, oczywiście żywiono nadzieję, że opanujemy jakieś terytorium, może część wojsk rosyjskich się przyłączy w sprzeciwie wobec cara. To wszystko były mrzonki. Tym bardziej mrzonkami okazały się nadzieje na pomoc Wielkiej Brytanii czy Francji. Powstanie styczniowe bardziej wynikało ze stanu emocji niż z racjonalności.
- Chyba nie pierwszy i nie ostatni raz tak było?
- W jakimś stopniu przypomina Powstanie Warszawskie. Ale w 1944 roku Polacy mieli większe nadzieje na poparcie aliantów, a nawet strony rosyjskiej. Wojska Stalina stały przecież nad Wisłą. W 1863 r. przez długie lata narastały nastroje antyrosyjskie i w pewnym momencie zostały zdetonowane przez brankę Wielopolskiego. Myślał, że rozładuje nastroje, a w rzeczywistości podpalił lont. Trudno w tym powstaniu szukać myślenia strategicznego.
- W dwudziestoleciu międzywojennym powstańcy byli otoczeni powszechnym szacunkiem.
- Zwłaszcza przez obóz piłsudczykowski. Trudno się temu dziwić, to byli ludzie oddani sprawie narodowej i poddani ogromnym represjom. Pamiętajmy, że nie chodziło tylko o to, że iluś ludzi uwięziono czy zabito. Na ogromną skalę skonfiskowano majątki polskiej szlachty. Przetrącono kręgosłup polskiemu ziemiaństwu, ono już nigdy nie wróciło do swojej dawnej pozycji. To było traumatyczne przeżycie dla wielu ludzi z tamtego pokolenia, np. dla Józefa Piłsudskiego. Mieszkali w biedzie, bo majątki rodziców czy wujostwa zostały utracone. Ale podkreślić trzeba, że pokolenie Piłsudskiego wyrosło w kulcie powstania styczniowego, co doprowadziło Polskę do odzyskania niepodległości.
- Weterani powstania styczniowego mieli jakieś wymierne korzyści w II RP?
- Sejm ustawą zapewnił im materialną pomoc ze strony państwa. Oczywiście byli też honorowani odznaczeniami i nakazywano okazywać im szacunek. Jednak wielu z nich tego nie dożyło. Z osobami, które należnych honorów nie chciały okazywać, obchodzono się bardzo brutalnie. Dziś osoby, które walczyły o Polskę demokratyczną, często są obiektem drwin.
- Czyli nie można porównać sposobu traktowania powstańców warszawskich dziś z tym, jak się traktowało powstańców styczniowych w II RP?
- To nieporównywalne. Dziś bardziej próbuje się okazywać szacunek kombatantom, niż rzeczywiście się go ukazuje.
- Dlaczego tak się dzieje?
- Przede wszystkim to kwestia sposobu, w jaki odzyskaliśmy niepodległość w 1989, a jak w 1918. W 1918 runęły państwa zaborcze, najbardziej patriotyczna część Polaków chwyciła za broń i wywalczyła niepodległość w walkach z Ukraińcami, z Rosjanami, a w powstaniach wielkopolskich z Niemcami. W roku 1989 skorumpowany i rozsypujący się reżim komunistyczny widział swoją zapaść i obawiał się buntów społecznych. Przeprowadził więc operację reglamentowanego podzielenia się władzą, która w pewnym zakresie wyrwała się spod kontroli. Ludzie, którzy oddawali władzę w 1989 roku, nie byli zainteresowani apologią bojowników walk o niepodległość, bo to by ich stawiało w dość niewygodnym położeniu. Wszystko ugrzęzło w jakiejś moralnej dwuznaczności i niejasności. I tak już zostało.
Prof. Antoni Dudek
Historyk, politolog