PROFESOR ANTONI DUDEK

i

Autor: Andrzej Lange PROFESOR ANTONI DUDEK

Antoni Dudek: Awantura z Tuskiem zaszkodziła Polsce

2017-03-10 3:00

- Ja nawet jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Morawiecki uważa, że PiS będzie rządził przez kilka kadencji. Ale to, że jest o tym przekonany, nie znaczy, że powinien o tym mówić. - wypowiada się profesor Antoni Dudek w rozmowie z "Super Expressem".

"Super Express": - Co Prawo i Sprawiedliwość osiągnęło akcją pt. Jacek Saryusz-Wolski?

Prof. Antoni Dudek: - Motyw jest oczywisty. Twardy elektorat PiS nie zrozumiałby poparcia rządu dla Donalda Tuska. Stąd zdecydowano się na niepopieranie byłego premiera i wystawienie Jacka Saryusz-Wolskiego.

- Strona rządowa przekonuje, że Donald Tusk sam sprowokował takie, a nie inne zachowanie PiS, angażując się zbyt mocno w wewnętrzne sprawy Polski.

- Owszem, i moim zdaniem nie powinien tego robić. Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że nawet gdyby tego nie robił, i tak zostałby oskarżony o sprawy sprzed roku 2015 i poparcia rządu mógłby nie dostać. Przez partię rządzącą Tusk jest traktowany jako wróg państwa polskiego. Jego utrącenie miałoby ułatwić polskiemu rządowi dalsze negocjacje w sprawie reformy Unii Europejskiej. Jarosław Kaczyński, zapytany o to, czy nie obawia się, że Polaka mógłby zastąpić np. premier Irlandii, odparł, że "premier Irlandii nie szkodził polskiemu rządowi". A więc to, że Tusk jest Polakiem, dla PiS nie ma najmniejszego znaczenia.

- A jeśli okaże się, że formułowane przez polityków PiS zarzuty wobec Tuska w sprawie Amber Gold są wiarygodne i faktycznie na tyle poważne, że eliminują byłego premiera z życia politycznego?

- PiS rządzi już półtora roku, na razie twardych dowodów nie znaleziono. Ale nawet jeśli byłyby bardzo poważne i wiarygodne zarzuty, to z perspektywy europejskiej to drobne sprawy. Europa widzi to w ten sposób, że były polski premier jest dziś brutalnie zwalczany. Jest to dla europejskich partnerów o tyle zaskakujące, że do tej pory w większości unijnych krajów obowiązywała zasada, że sporów wewnętrznych nie wynosimy na zewnątrz. Polski rząd zasadę tę złamał. Ale to wynika z faktu, że poziom kultury politycznej w naszym kraju jest bardzo niski. Odbiór zewnętrzny tej awantury jest dla nas fatalny, utrwala wizerunek kłótliwego Polaka.

- Czy ta cała batalia nie osłabia jednak pozycji Tuska jako potencjalnego lidera opozycji w Polsce?

- W tej kwestii decydowanie większym problemem może być wspomniana sprawa Amber Gold. Bo czym innym jest opinia międzynarodowa, której takie sprawy nie interesują, a czym innym opinia publiczna w kraju, dla której związki z aferą mogą mieć znaczenie.

- Czy brukselski spór pomoże Prawu i Sprawiedliwości odwrócić uwagę od niewygodnych dla rządu kwestii?

- Sądzę, że nie. Dlatego że sprawy takie jak reformy wymiaru sprawiedliwości czy reforma gimnazjów będą się toczyć. Poważną sprawą będzie reforma służby zdrowia, gdzie każdy błąd może kosztować bardzo wiele.

- Wicepremier Mateusz Morawiecki stwierdził w wywiadzie, że Prawo i Sprawiedliwość będzie rządzić do 2031 roku, no, w najgorszym razie do 2027. Czy taka wypowiedź wicepremiera polskiego rządu jest szczęśliwa?

- Moim zdaniem absolutnie nie. To jeszcze gorsza wypowiedź, niż ta, gdy określił, że wybór między Trumpem a Clinton jest wyborem między dżumą a cholerą. Wicepremier Morawiecki chyba uczy się za wolno. Te wypowiedzi szkodzą nie tylko jemu personalnie, ale szkodzą jego obozowi politycznemu. Ja nawet jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Morawiecki uważa, że PiS będzie rządził przez kilka kadencji. Ale to, że jest o tym przekonany, nie znaczy, że powinien o tym mówić. To trochę przypomina sytuację, w której Donald Tusk stwierdził, że nie ma z kim przegrać. Trzy lata później PO wybory przegrała.

- Rozmawialiśmy trzy miesiące temu, wtedy mówił pan, że to PiS w tym momencie nie ma z kim przegrać...

- Ta opinia sprzed trzech miesięcy jest aktualna. Może będzie aktualna za rok czy dwa. Ale nic nie upoważnia do przewidywania tego, co stanie się za lat dziesięć! Gdy PiS rządził dziesięć lat temu, nie przypominam sobie ze strony jego przedstawicieli wypowiedzi takich jak ta Morawieckiego. Owszem, dziś partia rządząca ma o niebo lepszą sytuację, samodzielnie sprawuje władzę, jednak też skala problemów i otwartych frontów jest nieporównanie większa niż w latach 2006-2007.

- To przejdźmy do opozycji - Nowoczesna chyba przegrała z Platformą Obywatelską wyścig o miano głównej siły opozycyjnej?

- To prawda, jednak pamiętajmy, że jeśli walkę polityczną porównamy do wyścigu, to ostatnie okrążenie dopiero przed nami. Przyjmijmy, że jedno okrążenie zajmuje rok, jesteśmy dopiero w połowie drugiego. Czeka nas jeszcze trzecie okrążenie i wybory samorządowe, potem czwarte i wybory do europarlamentu, wreszcie meta i wybory parlamentarne. Wszystko może się zmienić.

- Wspomniał pan o arogancji władzy. Czy wypowiedzi o zmianach w programie 500 plus nie szkodzą z kolei przedstawicielom opozycji?

- Przez długie lata rządów Platformy mówiłem, że największą siłą ówczesnej partii rządzącej jest słabość opozycji. Teraz jest tak samo, z tym że PO i PiS zamieniły się rolami. Na końcu tego wyścigu, w 2019 roku, ludzie mogą uznać, że dobrze, PiS nie jest doskonały, jesteśmy nim znużeni, ale ta opozycja jest tak dramatyczna, że niech ten PiS dalej rządzi. Mówię oczywiście o grupie niezdecydowanych, która przesądza o wyniku wyborów, twarde elektoraty są już okopane na swoich pozycjach. Natomiast główna walka rozegra się wokół chęci przekonania przez PiS wyborców, że jakikolwiek inny rząd zlikwiduje 500 plus. Więc każda wypowiedź o majstrowaniu przy tym programie jest wodą na młyn dla partii rządzącej. Dziwię się, że tacy ludzie jak Schetyna czy Petru nie potrafią tego dostrzec, bo to proste jak konstrukcja cepa.

Zobacz także: Sławomir Jastrzębowski komentuje: kiedy nerwy puszczają, opadają maski