"Super Express": - Po sprzedaży siedziby i trudnościach ze znalezieniem nowego lokum IPN będzie pierwszą instytucją państwową, która wyląduje na bruku?
Prof. Antoni Dudek: - Na pewno nie od razu. Na szczęście mamy podpisaną umowę z Ruchem, w której zapisany jest roczny okres wypowiedzenia. W związku z tym przetrwamy jeszcze jakiś czas w budynku na Towarowej w Warszawie.
- Będzie to jednak kosztowne oczekiwanie na przeprowadzkę.
- To prawda. Wynegocjowana z Ruchem umowa zakłada, że za wynajem powierzchni musimy płacić 100 tys. euro miesięcznie.
- A co potem będzie z IPN?
- Nie da się ukryć, że wyprowadzka będzie oznaczać paraliż pracy instytutu na bliżej nieokreślony czas. Ale najbardziej zdumiewa mnie w tym wszystkim postawa ministra finansów. Jego niezdolność rozumienia rachunków w interesie państwa.
- Czemu?
- Ruch był bowiem skłonny sprzedać nam budynek za 30 mln zł i to w ratach. Jeśli zestawi się to z faktem, że Skarb Państwa włożył w budynek już 17 mln zł na jego remont i dostosowanie do potrzeb IPN, oraz uwzględni, że wynajem takiej powierzchni w Warszawie kosztuje ok. 5 mln rocznie, to nagle się okazuje, że w trzy lata inwestycja w zakup budynku by się zwróciła!
- Do ministra te argumenty nie trafiły?
- Niestety, Jacek Rostowski konsekwentnie nie wydawał zgody na zakup i to mimo faktu, że IPN deklarował, że dołoży 5 mln zł, które i tak wydałby na wynajem. Gdyby w tym roku w rezerwie budżetowej znalazł 10 mln i tyle samo w kolejnych latach, sprawy by nie było. Jest to wszystko naprawdę zadziwiające, bo jeśli PO przez najbliższe 3 lata nie planuje likwidacji IPN, bo takich deklaracji ze strony rządu nie ma, to minister finansów kieruje się nieekonomicznym myśleniem.
- Winą za zaistniałą sytuację obciążyłby pan tylko ministra Rostowskiego?
- Przyznam szczerze, że obciąża to wszystkie rządy w ostatniej dekadzie, które nie potrafiły znaleźć dla Ruchu zastępczej działki w Warszawie w zamian za budynek, gdzie mieści się IPN. Najbardziej jednak obciąża to Aleksandra Grada, byłego ministra skarbu, za którego kadencji sprzedano Ruch razem z działką. To rzecz wręcz niebywała, ponieważ w istocie sprzedał on część majątku Skarbu Państwa razem z urzędem państwowym, który ma ustawowe umocowanie! To kuriozum, bo można to zrobić jeszcze z kilkoma instytucjami publicznymi, które mają swoje siedziby w Warszawie.
- Nie najlepiej świadczy to o naszym państwie...
- To przykre, ale świadczy jak najgorzej. Przecież przez 10 lat sprawa była do załatwienia w obrębie Skarbu Państwa, czyli w zasadzie bez kosztów. To zresztą pokazuje, jak IPN jest traktowany przez państwo, które go powołało - jak zgniłe jajo.
- Dla niektórych to likwidacja IPN w białych rękawiczkach. Rzeczywiście?
- Mówimy o ewentualnej likwidacji stopniowej, bowiem poza Warszawą działa jeszcze 11 oddziałów IPN. Poza tym w zaistniałej sytuacji oraz przy kolejnym ograniczaniu budżetu instytutu trzeba będzie redukować zatrudnienie i obszar jego działalności. A wszystko przez to, że będziemy musieli ratować resztę IPN, szukając mu nowej siedziby i płacąc za wynajem powierzchni. Temu czarnemu scenariuszowi może jedynie zapobiec znalezienie przez Skarb Państwa nowej siedziby w Warszawie, bo umieszczanie jej poza nią byłoby zwyczajnie niepoważne. W każdym razie wraz ze sprzedażą obecnej siedziby IPN najlepsze rozwiązanie zostało stracone.
Prof. Antoni Dudek
Historyk, członek Rady Instytutu Pamięci Narodowej