"Super Express": - Beata Szydło powiedziała w wywiadzie dla TVP, że "wniosek o referendum w sprawie reformy edukacji wpłynął zbyt późno, a sama reforma została już wdrożona". Tym samym położyła kres nadziejom ponad 900 tys. osób, które poparły tę inicjatywę. Tymczasem w kampanii wyborczej obiecywała, że będzie słuchać obywateli. Czy ten rozdźwięk pomiędzy słowami a czynami zaszkodzi PiS?
Dr Olgierd Annusewicz: - Nieszczęście z referendami w Polsce polega na tym, że w ostatnich latach są one traktowane przez organizatorów jako narzędzie walki politycznej. Służą mobilizacji swoich wyborców oraz stworzeniu dyskomfortu w ugrupowaniu sprawującym rządy. Nie sposób tu nie wspomnieć, że PO, która wczoraj złożyła wniosek o referendum oraz zbierała pod nim podpisy, w poprzedniej kadencji zignorowała wnioski o referenda popierane przez ówczesną opozycję. Więc tak naprawdę PiS i PO zamieniły się rolami.
- Czy to się odbije negatywnie na wizerunku rządu?
- Trochę tak, ponieważ w kampanii wyborczej Beata Szydło będąca twarzą PiS mówiła, że głos ludzi powinien być wysłuchany przez władzę. Tymczasem te 910 tys. podpisów za wnioskiem o referendum edukacyjne trafi do kosza. Więc w jakimś sensie będzie to miało negatywny wpływ na wizerunek rządu, ale jednak nie przeceniałbym jego mocy.
- Prawie milion Polaków chce referendum i chyba na chęciach się skończy. Zapytam więc o koncepcję, którą odrzucił Sejm poprzedniej kadencji - czy wprowadzenie obligatoryjnego referendum, gdy pod wnioskiem podpisze się np. milion obywateli, to pomysł wart rozważenia?
- Uważam, że nie. Być może takie rozwiązanie miałoby sens, gdyby pojawił się katalog wyłączeń. Np. nie wyobrażam sobie, by w referendach miały być podejmowane decyzje dotyczące np. obronności czy praw człowieka. Niektóre zagadnienia stanowią domenę specjalistów i wolałbym, żeby to oni podejmowali decyzje. Inne są z kolei uniwersalne i nie powinny być podważane przez obywateli.
- Czy zgadza się pan ze słowami Pawła Kukiza, który mówił, że referendum to święte prawo obywatelskie?
- Osoby, które tak mówią, nie uwzględniają faktu, że jako społeczeństwo przyjęliśmy założenie demokracji przedstawicielskiej. W 40-milionowym narodzie sprawowanie władzy za pomocą demokracji bezpośredniej - a referendum to jej element - jest niemożliwe. Natomiast referendum jest dobrym narzędziem do zarządzania lokalnego i nie wahałbym się ogłaszać referendów na terenie gmin.
- Jakie są podstawowe problemy z referendami w Polsce?
- Pytania w nich stawiane są często trywialne, co rodzi możliwość różnych interpretacji. A żeby nie były trywialne, muszą być niezwykle dokładne, a wtedy przeciętny obywatel ma za małą wiedzę, by zrozumieć pytanie - bo np. wymaga to umiejętności czytania aktów prawnych. Dlatego nie jestem zwolennikiem wprowadzenia obowiązku realizacji referendów na szczeblu ogólnokrajowym. W przeciwieństwie do referendum lokalnego tu plebiscyty byłyby bardziej areną do rozgrywania kolejnych wojen politycznych, a nie narzędziem służącym rozstrzygnięciu istotnych kwestii.
Zobacz także: Rafał Trzaskowski: To wyzwanie dla rządu