"Super Express": - Unia Europejska chce, aby kraje członkowskie wliczały do PKB wartość niektórych gałęzi nielegalnej gospodarki obecnej na ich terytorium - tzw. czarnej strefy. Podoba się pani ten pomysł?
Anna Sobecka: - Eksperci twierdzą, że jesteśmy bardzo blisko realnego bankructwa. Trzeba więc jakoś mu przeciwdziałać. Ale nie tą drogą. Bo eksperci również zgodnie twierdzą, że w uniknięciu tego bankructwa nie pomoże to, że od przyszłego roku Komisja Europejska pozwoli nam wliczyć do PKB dochody z przemytu, prostytucji czy handlu narkotykami.
- No, ale przecież ten pomysł nie wziął się z próżni - jest oparty na badaniach, na symulacjach...
- To raczej pokazuje, w jakim absurdalnym scenariuszu - wziętym nie z próżni nawet, lecz z Księżyca - poruszamy się, jeśli chodzi o finanse publiczne. Półtora roku temu rząd Donalda Tuska wydał na pomoc dla strefy euro 24 mld złotych. Czyli tyle, ile dziś wynosi dodatkowy deficyt Polski.
- Unia Europejska wpompowała wcześniej w naszą gospodarkę pokaźne sumy. Nie zostawia się przecież przyjaciela w potrzebie. To nie tylko nieładne, ale wręcz sprzeczne z polską racją stanu.
- Kilka miesięcy po przeznaczeniu wyżej wymienionej kwoty na ratowanie strefy euro Donald Tusk otrzymał od Niemców Nagrodę im. Waltera Rathenaua - antypolskiego polityka Republiki Weimarskiej. Czy to naprawdę świadczy o działaniach na rzecz polskiej racji stanu?