"Super Express": - Dwa lata więzienia za używanie "języka nienawiści". Jak pan ocenia najnowszą propozycję zmian w Kodeksie karnym ze strony PO?
Prof. Andrzej Zybertowicz: - To może być przejaw pewnej fikcji prawnej, ale także zamykania debaty publicznej. Gdy główne media przedstawiają tę samą interpretację wydarzeń, to budzi w ludziach agresję. Postawy stają się bardziej radykalne. I pojawi się prawo, które dodatkowo zablokuje debatę i pozwoli na te nakręcone emocje reagować.
- Przyznaje pan jednak, że to może być fikcja.
- Dokument, w którym premier Tusk powołał tę Radę ds. Przeciwdziałania Dyskryminacji Rasowej, Ksenofobii i Związanej z Nimi Nietolerancji z 13 lutego 2013 r., kończy się informacją, że traci moc zarządzenie premiera z 28 lutego 2011 r. w sprawie takiej samej rady. Zerknąłem na zarządzenie sprzed dwóch lat. I ono kończy się stwierdzeniem, że traci moc zarządzenie premiera z 2 lutego 2009 r. w sprawie Zespołu Monitorującego Krajowy Program Przeciwdziałania Dyskryminacji Rasowej, Ksenofobii itd (śmiech). Te dokumenty dotyczą tej samej sprawy! Nic z nich nie wynikło. Premier tworzy fikcję, łudząc się, że w ten sposób naprawia rzeczywistość.
- Po co premierowi taka fikcja?
- Może odgrywać rolę pały trzymanej przez rząd pod stołem, którą w każdej chwili można wyciągnąć i komuś przyłożyć. Choć premier może nie zdawać sobie sprawy z tego, że tworzy fikcję. Podpisuje dziesiątki, jeżeli nie setki zarządzeń i tego nie ogarnia.
- Pomysł, żeby za słowo karać więzieniem powinien nas dziwić?
- To niepokojące, ale mamy też inne kuriozum. Sądy nakazują publikowanie przeprosin o treści, z którą się nie zgadzamy. Tak było w przypadku moim czy Krzysztofa Wyszkowskiego. To prawo łamiące sumienia. Publicznie trzeba firmować swoim nazwiskiem coś, co uznajemy za fałszywe. Pytałem, czy mogę odsiedzieć karę zamiast publikacji.
- I nie można.
- Nie można. I każde zaostrzenie prawa w dziedzinie wolności słowa powinno niepokoić. Adam Michnik pozwał mnie za sformułowania, które nijak nie zbliżały się tonacją do języka Niesiołowskiego, Palikota, a nawet Bartoszewskiego. Sąd polegał na ekspertyzach zaprzyjaźnionego z "Wyborczą" medioznawcy. I ten schemat może się powtarzać. A w ogólnych mechanizmach życia społecznego nie ma, niestety, niczego, co czyni demokrację i wolność słowa koniecznością. Za kilkanaście lat dzisiejsze demokracje mogą już nie istnieć.
Prof. Andrzej Zybertowicz
Socjolog, były doradca prezydenta Lecha Kaczyńskiego