"Super Express": - Tzw. duża ustawa medialna jest już w Sejmie. Na razie najwięcej emocji wzbudza powszechna opłata audiowizualna. Nie dość, że PiS chce, by płacili ją także ci, którzy nie mają telewizorów, to jeszcze zamierza zabrać emerytom dotychczasowe zwolnienie z abonamentu. Czy jest to prawe i sprawiedliwe?
Andrzej Urbański: - Ta opłata jest niezbędna. Media publiczne nie utrzymają się same. Wszędzie na świecie są one finansowane w ramach różnych systemów pobierania abonamentu.
- U nas też jest. Czy lepsze nie jest wrogiem dobrego?
- Ale dotychczasowy system jest niewydolny.
- I pewnie obwinimy za to Donalda Tuska, który kiedyś wzywał, by abonamentu nie płacić?
- No tak. Mamy tu duże zasługi premiera, który zachęcał do łamania prawa.
- Tylko czy ta nowa opłata nie jest strzałem PiS do własnej bramki? Polacy nie lubią, kiedy obciąża się ich kolejnymi daninami na rzecz państwa. Szczególnie jeśli ma ona objąć biednych emerytów. Nie zbuntują się?
- Myślę, że nie. Będą mieli przede wszystkim w pamięci, że obiecano im ustawę, która cofnie wiek emerytalny o pięć lat.
- No dobrze, ale pan był szefem TVP, ja kiedyś tam pracowałem. Obaj widzieliśmy, że są tam ludzie, którzy nie robią nic, a zarabiają. Do tego dochodzi przepłacanie usług zewnętrznych. Może lepiej tam poszukać pieniędzy, a nie od razu wprowadzać podatek na media?
- Od abonamentu nie można odejść. Choć rzeczywiście miejsca na usprawnienie pracy w telewizji jest mnóstwo. Mnóstwo jest niepotrzebnych kosztów. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
- Te patologie się skończą po nowej ustawie? W końcu jest pokusa, żeby kontynuować piękne tradycje, tym bardziej że do mediów publicznych idą teraz ludzie, którzy tradycję bardzo sobie cenią.
- Ta nowa ustawa może dać prezesowi telewizji tyle czasu i spokoju, by mógł zająć się wszystkim. Od ręki nie da się rozwiązać wszystkich problemów. Trzeba ułożyć to sobie w pewne plany do zrealizowania. Na pewno takim planem jest to, żeby dostrzec, że przy różnych programach zatrudnia się dużo więcej ludzi niż w stacjach komercyjnych.
- Nie powinno być tak, że zanim się tę powszechną opłatę audiowizualną wprowadzi, najpierw trzeba coś widzom zaoferować? Przekonać ich, że warto na nią łożyć. Na razie wygląda na to, że Polacy nową TVP oglądają coraz mniej chętnie. Znam takich, którzy się oburzają, że PiS chce ich zmusić do opłacania partyjnej propagandy.
- Niestety, to jest taki dylemat z serii tych, czy myć ręce czy nogi. Problem polega na tym, że telewizji publicznej czy radia nie da się robić bez pieniędzy. Nie da się robić dobrych mediów publicznych - niekomercyjnych, pozbawionych propagandy nienachalnej.
- Chce pan powiedzieć, że propagandowy charakter mediów publicznych, który się im obecnie zarzuca, wynika z tego, że są niedofinansowane?
- Nie. Łatwiej jest posługiwać się dziennikarzami, żeby głosić swoją prawdę, niż mierzyć się z realnymi problemami, które są w mediach publicznych.
- Jak się panu podoba TVP pod wodzą Jacka Kurskiego? Lubi pan ją oglądać? Jest pan w tej topniejącej grupie widzów "Wiadomości"?
- Oglądam ją chętnie. TVP przestała się bowiem ścigać na oglądalność z telewizjami komercyjnymi. Kiedy zapraszają gości, to są oni najczęściej dużo bardziej spokojni niż ci, którzy odwiedzają stacje komercyjne, gdzie na siebie pohukują.
- Jak się zaprasza grupkę ludzi, którzy się ze sobą zgadzają, to trudno oczekiwać, że dojdzie do rękoczynów.
- Jasne, ale niech jednak różni zapraszani goście dociekają prawdy.
- Pana zdaniem TVP Jacka Kurskiego to tylko etap przejściowy? Ci, którzy nie mieli jej anteny do dyspozycji, muszą się wyszumieć, żeby potem było lepiej i obiektywniej?
- Nie bywam tam aż tak często, żeby znać pogłoski o tym, co się dalej będzie działo. Po prostu tego nie wiem.
- Plotki głoszą, że Krzysztof Czabański widziałby się pewnego dnia na miejscu Jacka Kurskiego.
- To wygląda na zwykłe plotki, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
- Jest tajemnicą poliszynela, że obaj panowie się nie lubią, więc może pan Czabański chętnie się pana Kurskiego pozbędzie po reformach?
- Bardzo być może. Prawda jest jednak taka, że Krzysztof Czabański chciałby być szefem Rady Mediów Narodowych.
- On? Człowiek czynu? Chyba wolałby być na pierwszej linii.
- Zobaczymy.
- Jak już jesteśmy przy Krzysztofie Czabańskim, to obiecuje on, że skończą się telefony polityków do szefów mediów publicznych. Duża ustawa medialna tę bezstronność gwarantuje?
- To bardzo możliwe. Telewizja, która ma bowiem silnego, ostrego prezesa - także w działaniach pozatelewizyjnych - zazwyczaj nie za bardzo sobie życzy, żeby dzwoniono do jej dziennikarzy i wywierano na nich różne wpływy.
- A może pan Czabański ma rację o tyle, że w mediach publicznych będą teraz pracować ludzie, którzy lepiej będą wiedzieli, jaką linię ma PiS niż członkowie tej partii? I zanim prezes Kaczyński jeszcze o czymś pomyśli, oni już spełnią jego życzenia?
- (śmiech) Żartobliwie mówiąc, byłoby to bardzo dobre! Byłoby to spełnienie wszystkich marzeń wszystkich propagandzistów świata. Jeśli rzeczywiście byliby tak dalekowzroczni, to wróżę im wielką karierę.
- Nie boi się pan, że tak to się właśnie skończy?
- Absolutnie nie. Proszę mi wierzyć - rząd składa się z najbliższych ludzi prezesa Kaczyńskiego, ale nie z dziennikarzy, których większości nawet nie kojarzy. Sądząc po tym, jak rzadko udziela wywiadów TVP, to szans na ich poznanie nie ma żadnych.
- Zawsze mogą chcieć się wykazać i zwrócić na siebie uwagę Jarosława Kaczyńskiego.
- Oczywiście, mogą próbować.
- Znamy transfery ze świata prawicowych mediów do świata ław poselskich PiS. Nie będziemy im tego, oczywiście, wypominać, żeby nie robić im przykrości, ale ścieżki już są wydeptane. Nie obawia się pan tego?
- Naprawdę nie sądzę, żeby miało to miejsce.
- Słucham tak pana i emanuje pan spokojem, jeśli chodzi o przyszłość mediów publicznych.
- Owszem. Media publiczne to taka wartość, jak kiedyś było "22 Lipca", czyli dawny E.Wedel. To jedna z najsilniejszych polskich marek, której nic nie zaszkodziło. Jeśli chodzi o markę TVP, nie ma się czego obawiać. Większość ludzi nadal jest przyzwyczajona do mediów publicznych. Być może to ludzie starsi, ale trzeba pamiętać, że media publiczne robi się dla wszystkich ludzi.
- Nie boi się pan, że po "dobrej zmianie" media publiczne będą atrakcyjne wyłącznie dla niszowego prawicowego odbiorcy?
- Niektóre na pewno będą. I proszę pamiętać, że jeżeli Teatr Telewizji ogląda 600 tys. ludzi, to jest to największa publiczność teatralna. Podobnie jak koncert symfoniczny itd. I kiedy ktoś mówi, że telewizje komercyjne mogłyby wypełniać jakąś misję publiczną, to tego w ogóle nie bierze się pod uwagę. Telewizje komercyjne ścigają się ze sobą na oglądalność, ale nie na oglądalność w sprawach takich jak teatr, filharmonia, balet.
- To są nieco niszowe rozrywki, a tu pada pytanie o publicystykę, rozrywkę, które są przefiltrowane przez jakąś wizję świata.
- Zobaczymy, jak z tym będzie, ale jestem optymistą i wiem, że telewizja na pewno sobie z tym poradzi.
- Poradzi sobie nawet z PiS-owską "dobrą zmianą"?
- Da radę nawet PiS-owskiej "dobrej zmianie". (śmiech)