"Super Express": - Po dwóch latach obserwowania prezydentury Bronisława Komorowskiego chciałby pan być szefem jego Kancelarii?
Andrzej Urbański: - Rzecz nie w tym, czy chciałbym kierować, ale w tym, co chciałbym, aby prezydent mojego kraju robił.
- Co ma pan na myśli?
- Są trzy kluczowe sprawy, którymi należy się zająć w pierwszej kolejności. Po pierwsze, w gruzach jest cała polityka wschodnia. Stosunki z Litwą są najgorsze od lat. To symboliczny przykład zmarnowania dorobku prezydenta Kaczyńskiego. Relacje z Rosją nie uległy poprawie. Płacimy za gaz najwięcej w Europie! Sytuacji na Ukrainie i Białorusi nie trzeba nawet komentować Druga sprawa - problemy w strefie euro i polityka rządu. Od ściany do ściany. Najpierw popieramy pakt fiskalny, potem politykę wzrostu gospodarczego, a nie da się popierać jednego i drugiego! Z takim podejściem nikt nie będzie nas traktował poważnie. Trzecia kwestia to podpisanie umowy o emeryturach.
- Co prezydent robił tu źle?
- On powinien być urzędnikiem, który koryguje błędy rządu. Należy wezwać premiera i jego ministrów do stanowczości, logiki i determinacji. Zamiast tego mamy pełne podporządkowanie się ich decyzjom. Dlatego nigdy nie zgodziłbym się pracować jako szef kancelarii oraz w żadnej innej roli u prezydenta, który dał się rządowi zdegradować
- do roli ministra?
- Nawet nie ministra! Wręcz do funkcji wiceministra spraw zagranicznych, bo prezydent Komorowski nie zajmuje się niczym poza kwestiami rytualnymi i tytularnymi.
- Nie przesadza pan?
- To ocena powszechna. Nawet w najbardziej sprzyjających mediach zastanawiają się, dlaczego prezydentura jest tylko tytularna. Gdzie jest polityka, którą samodzielnie powinna formułować Kancelaria? Niestety, obecnie mamy tylko jeden ośrodek władzy, chociaż konstytucja wyraźnie mówi o innej sytuacji. Rozumiem, że w starciu z Donaldem Tuskiem szanse Komorowskiego w realnej polityce nie są duże. Jednak celem prezydenta nie jest wygrywanie starć, ale zmuszanie rządu do podjęcia koniecznych działań.
- Zostały trzy lata prezydentury. Co powinien zrobić w tym czasie?
- Najistotniejsze na najbliższe lata są miliardy euro z budżetu UE. Premier nie ma pojęcia, na co przeznaczy tę gigantyczną sumę. Rolą prezydenta, oprócz alarmowania, mobilizowania i pokrzykiwania, powinno być zorganizowanie debaty z udziałem wielu środowisk, z naciskiem na te, które unijne pieniądze wydadzą. Należy odpowiedzieć na pytanie, czy chcemy, aby te środki poszły na beton i przejezdność zamiast konkurencyjności, innowacyjności i miejsc pracy dla młodych Polaków.
- Wtedy pojawi się pytanie, czy taki wzrost aktywności prezydenta nie przełożyłby się na sytuację wewnątrz PO? Czy Donald Tusk nie poczułby się zagrożony?
- Nie sądzę, aby groził nam kryzys i walka o władzę w PO. Prawdopodobnie będziemy świadkami stopniowej degradacji Platformy jako siły politycznej. Mam na myśli partię, a nie rząd czy prezydenta. Gdyby do tego doszło, pozycja prezydenta może rosnąć. Mówiąc wprost - im więcej nieporadności Donalda Tuska, tym większe będą naciski, aby Komorowski ratował partię.
- Jest w stanie to zrobić?
- Prezydent ma prosty, konstytucyjny instrument - Radę Gabinetową. Premier do pionu, rząd do pionu, wziąć się do pracy i przedstawić Polakom koncepcję na najbliższe lata, czyli co Polska osiągnie i co z tego wszystkiego będą mieli Polacy.
Andrzej Urbański
Były szef Kancelarii Prezydenta RP