"Super Express": - Patrzę na pana i przypomina mi pan trochę Tomasza Raczka. Schudł pan, a przecież miał pan ksywę "Ponton". Gdzie jest ten ponton? Co się dzieje?
Andrzej Urbański: - To efekt tegorocznych przygód. Zaczęło się od tętniaka, a skończyło na raku. To efekty kuracji.
- Tętniak to bardzo niebezpieczne schorzenie, które może powodować duże uszkodzenia mózgu. A pan tu siedzi i wydaje się, że wszystko gra.
- To przede wszystkim zasługa mojej żony. To ona zrobiła mi sztuczne oddychanie. Wiele też zawdzięczam zespołowi neurochirurgów z warszawskiego szpitala na Banacha.
- Jak to się stało, że żona zaczęła pana ratować?
- Upadłem na ziemię. Natychmiast zareagowała. Karetka była po 13 minutach, ale te 13 minut decyduje o wszystkim. Tętniak był bowiem na aorcie doprowadzającej tlen do mózgu. Potem w szpitalu neurochirurdzy podjęli decyzję, żeby nie robić mi trepanacji czaszki, ale zastosowali nowoczesną metodę i przez aortę dostali się do mózgu, dali płytki, które sprawiają, że ten tętniak zaczyna zanikać.
- A co z nowotworem? Kiedy się pan o tym dowiedział?
- To historia, która trwa od września. Tutaj też miałem ogromne szczęście. Mój przyjaciel popatrzył na mnie, kiedy już byłem żółty. Powiedział, że czekają mnie straszne rzeczy, bo to pewnie zapalenie wątroby i nie będę mógł już więcej napić się kieliszka. Okazało się, że to rak trzustki.
- Jak jest teraz? Wygląda pan bardzo dobrze.
- Mam nadzieję, że wyjdziemy z tego.
- Życzymy panu dużo zdrowia. A co pan sądzi o wyborach? Były sfałszowane?
- Nie wiem, i pewnie nigdy się nie dowiemy, czy był jakiś centralny ośrodek, który fałszował. Niemniej dwa fakty są dla mnie niepodważalne. Liczba głosów nieważnych, w niektórych powiatach sięgająca 40 proc., preferowała PSL. Szczególnie tam, gdzie jest przewaga małych miasteczek i obszarów wiejskich. Druga sprawa to gigantyczna wpadka PKW.
- I nikt za to nie poniósł odpowiedzialności. To jak jakaś republika bananowa?
- Dotknął pan sedna problemu. Przecież sednem republik bananowych jest to, żeby bronić systemu wbrew wszelkim racjom. Choćby przy pomocy wyszkolonych publicystów.
- Sądzi pan, że ktoś ich szkoli?
- Sami się szkolą. Tak jak za komuny Rakowski czy Passent pisali to, co pisali, bo w to wszystko wierzyli.
- Ale jeżeli Kaczyński przegrywa kolejne wybory z rzędu, to może jest po prostu nieudacznikiem i gdzieś popełnia straszliwe błędy?
- Po pierwsze, to jest człowiek zasad.
- Człowiek zasad nie może wygrać?
- Zasady, które wyznaje Kaczyński, są często w kolizji z oportunizmem i przekonaniem, że teraz jest może średnio, ale każda zmiana będzie na gorsze. To problem, z którym przez całą III RP boryka się prezes PiS. Większość ludzi nie chce bowiem zmian, bo się obawia, że mogą przynieść im straty. Inna sprawa, że momenty rewolucyjne nie przychodzą co cztery lata, jak są wybory, ale co kilka, kilkanaście lat.
- Żeby rządzić, trzeba najpierw wygrać. Mam wrażenie, że PiS nie potrafi zrobić narady i zdecydować, jak przekonać do siebie ludzi.
- Moim zdaniem taka narada powinna zakończyć się dwoma wnioskami. Po pierwsze, trzeba wykorzystać to, że na PiS głosuje młodzież. Po drugie, to postawić na tych, którzy tę młodzież za sobą pociągną.
- Czyli na kogo?
- Nie wiem. Nie mam rozeznania w PiS. Nigdy do niego nie należałem.
- A co pan sądzi o Andrzeju Dudzie?
- To krok w dobrym kierunku. Jest o całe pokolenie młodszy, pochodzi z inteligenckiej rodziny i nie zacietrzewia się.
- Kaczyński się zacietrzewia?
- Nie. Trzeba naprawdę dobrze go poznać, żeby oddzielić to, co jest retoryką, a co jest dowcipem, który nie wszyscy rozumieją.
- Duda będzie prezydentem?
- Tego nie wiem. W moim przekonaniu system nie podda się w wyborach prezydenckich. Wystarczy, że pan Duda zgromadzi w II turze ponad 40 proc., by było to sygnałem na wybory parlamentarne.
- Bronisław Komorowski ma ogromną przewagę nad konkurencją. II tury może nie być.
- Dlatego nie mówię, że pan Duda wygra. Takie szanse mogą się pojawić, kiedy prezydent Komorowski zaangażuje się w obronę systemu ponad miarę.
- A co pan sądzi o marszu PiS w obronie demokracji i wolności mediów? Przecież, gdyby demokracji nie było, Kaczyński nie mógłby poprowadzić ludzi, a gdyby nie było wolnych mediów, to nie moglibyśmy sobie teraz rozmawiać.
- W stanie wojennym też chodziliśmy w marszach.
- Ale PiS miał na swój marsz pozwolenie.
- Kiedy jednak pani premier w swoim przemówieniu mówi o seansach nienawiści, to używa kalk z Jaruzelskiego. Retoryka obrony przez establishment III?RP przypomina retorykę obrony systemu za stanu wojennego. Taka jest prawda. I nie chodzi o to, że PO poparł Jerzy Urban, ale dlatego, że ci, którzy otaczają premier Kopacz, używają języka, którego nauczyli się w dzieciństwie. I to jest język Jaruzelskiego.
- Pisze pan książkę o Lechu Kaczyńskim...
- Tak, miałem ten zaszczyt, że znałem go osobiście i wielokrotnie miałem okazję rozmawiać z nim po godzinach pracy. To, co piszę, to nie żadne kalendarium życia Lecha Kaczyńskiego, ale zapis tematów, które go interesowały i które w naszych rozmowach poruszaliśmy.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail