„Super Express”: – Pojawiła się książka „Oskarżona Wiera Gran”. Pana ojciec, znany z książki i filmu „Pianista”, jest tam przedstawiony w niezbyt dobrym świetle. Czytam wywiady z autorką książki, ale nie z panem bądź pańską matką.
Andrzej Szpilman: – Też mnie to zdumiewa, bo minęło już kilka tygodni od publikacji tych pomówień. I okazuje się, że powstał medialny lincz. Cieszę się tylko, że nie żyjemy w PRL i jest kilka obiektywnych czasopism. Pan nie miał raczej problemów z dotarciem do mnie?
– Żadnych.
– A „Gazeta Wyborcza” miała, choć znamy się od czasu kręcenia „Pianisty”. Dla największej gazety na rynku pomówienia wobec Szpilmana nie wymagają opinii drugiej strony? Człowiek nie zdaje sobie sprawy, w jakiej kondycji są polskie media, dopóki nie dotknie go to osobiście. I kiedy słyszę, że dwóch ludzi ustąpiło z kapituły Orderu Orła Białego, to trudno im się dziwić. Mam wrażenie, że ktoś usiłuje zdemontować na świecie wizerunek rzeczywistości, który pokazuje książka i film „Pianista”.
– Po co ktoś miałby to robić?
– Może komuś zależy, żeby na świecie przestano mówić o Polakach, którzy ratowali Żydów, w tym mojego ojca? Już teraz jestem pytany, czy nasilił się w Polsce antysemityzm. Przy całym szacunku, nikt nie będzie wnikał w pochodzenie pani Tuszyńskiej. W świat idzie sygnał, że wobec mojego ojca wysunięto idiotyczne i antysemickie pomówienia. Mój ojciec, nie tyle nawet pod nazwiskiem, ale jako bohater „Pianisty” jest rozpoznawalny na całym świecie. I co? Za jakiś czas jedynym filmem, który pokaże Holocaust i postawy Polaków wobec niego, może być nowy film o Jedwabnem na podstawie książki Grossa. A może o to chodzi? W książce rola Niemców w Holocauście i okupacji jest w mojej ocenie niemal pominięta. I tak zachowuje się osoba z ważnych gremiów Muzeum Historii Żydów Polskich! Do tego są inne zaniedbania...
– Jakie?
– Niemiec, Hosenfeld, nakarmił mojego ojca i otrzymał w 2007 roku najwyższe polskie odznaczenie. A nie otrzymali go Polacy ryzykujący miesiącami dla ojca życie własne i swoich rodzin! Czy to przyzwoite? Nie naprawiono tego do dziś, choć upominaliśmy się
o to od razu. W Izraelu są oni uhonorowani, a w Polsce nie.
– Zamierza pan wytoczyć proces wydawnictwu, nie wyklucza także sprawy przeciwko „Gazecie Wyborczej” promującej tę książkę.
– Wnosimy powództwo, gdyż nie można bezkarnie powielać kłamstw. Po pierwsze, czy można w Polsce wymyślić gorsze oskarżenie niż zarzut kolaboracji z hitlerowcami? Po drugie, ja i Roman Polański występujemy
w książce jako banda, która chciała doprowadzić do śmierci Wiery Gran. A to pomówienie o kryminalnym zamiarze. Widocznie nie wystarczyło oprzeć promocji na Szpilmanie, nazwisko Polańskiego było jeszcze mocniejsze.
– Widziałem już sugestie, by nie włóczył się pan z tym po sądach...
– A niby dlaczego? Przecież nie chodzi o krytykę koncertu ojca, ale o najcięższe zarzuty. Sąd jest najlepszą drogą do rozwiązywania sporów między ludźmi, jeżeli nie można ich rozwiązać inaczej. Choćbym miał się z tym bujać do Strasburga. Wiem, że wielu ludzi w Polsce opuszcza ręce i nie ma szans dochodzenia swoich spraw, bo to kosztowne. Dla mnie nazwisko ojca i sprawiedliwość są ważniejsze niż pieniądze.
– Zaskoczył pana powrót oskarżeń Wiery Gran wobec pańskiego ojca?
– Otóż to jest właśnie kłamstwo rozpowszechniane przez panią Tuszyńską. Wiera Gran w książce wydanej na emigracji nigdy nie oskarżyła o cokolwiek Władysława Szpilmana! Pisała o jakimś pianiście w getcie. Mój ojciec złożył nawet oświadczenie, które miało wszcząć śledztwo mającego ustalić tożsamość tego człowieka. A pani Tuszyńska nie chce przytaczać niewygodnych dla niej dokumentów. Woli udzielać wywiadów, z nagłówkami: „Szpilman policjantem w getcie”. Tak promuje swoją książkę.
– Dokumentów jak list Sendlerowej?
– Nie tylko. Ale Sendlerowa pisze o Gran, jej przeszłości i wiarygodności źle. A w książce pani Tuszyńskiej tego nie ma. Świadectwo pani Ireny, osoby, która uratowała dwa i pół tysiąca żydowskich dzieci z getta, nie jest warte uwagi? Kobiety, która sama siedziała na Pawiaku i nigdy nie zabiegała o popularność i zaszczyty, która nawet ojcu nie powiedziała, że go uratowała? Co więcej mam dowody, że pewni ludzie usiłują ją nawet dyskredytować twierdząc, że uległa naciskom i kłamała! W książce nie ma też meldunków kontrwywiadu AK. Czy AK znów jest niewiarygodna jak
w czasie procesu Wiery Gran?
– Zdziwił się pan, gdy usłyszał słowa opisujące ojca jako policjanta z getta ciągnącego za włosy kobietę?
– Więcej niż zdziwiłem, bo to idiotyzm. W pamiętnikach z getta Mary Berg wielokrotnie opisuje mojego ojca w sierpniu 1942 jako szkielet człowieka. Po wojnie ważył 36 kilogramów. Nawet pomijając dokumenty, 36-kilowy policjant wlokący kobietę za włosy? To pisze ktoś bez pojęcia o rzeczywistości. Ponadto ojciec był kimś w rodzaju celebryty świata mediów, kiedy nie było telewizji. Był wystarczająco rozpoznawalny. Według duńskiego historyka Holocaust przeżyło w Warszawie ok. 27 tys. Żydów. Ratowanych, o czym Tuszyńska nie wspomina, przez 60 tys. Polaków. Było ich wystarczająco wielu, by po wojnie móc zeznawać przeciwko mojemu ojcu, gdyby miał coś na sumieniu. To nie mój ojciec musiał zmieniać nazwisko. To nie Szpilman miał demonstracyjne wizyty w pasiakach na koncertach.
– To zdarzyło się Wierze Gran...
– Nie chcę w to wchodzić. Książka ojca nie szczędzi Żydów, którzy współpracowali z okupantem, co nie jest częstą postawą w literaturze tego typu. Nie jest jednak prawdą, iż mój ojciec zarzucił Wierze Gran współpracę z żydowską policją bądź gestapo. Nie wiedział, co robiła po wyjściu z getta. Robili to Turkowow, Edelman i ludzie z podziemia.
– Agata Tuszyńska twierdzi, że Edelman odwołał swoje zeznania.
– Tak twierdzi, ale ciekaw jestem, czy dysponuje jakimś oficjalnym dokumentem. Niestety, mamy tylko jej słowo. Co więcej, rozmawiałem z Edelmanem przed premierą filmu. Pomimo zasług nie był to zbyt sympatyczny pan, ale poświęcił mi chwilę. I mówiliśmy także o Gran, gdyż starała się u Polańskiego o rolę w filmie. I wyraźnie stwierdził, że nie ma co się nią zajmować, o jej roli mówią dokumenty. A te mówią o niej źle.
– Z książki wyłania się obraz Władysława Szpilmana, który miał zniszczyć kobiecie życie przez plotkę.
– To też kłamstwo. Co ciekawe, widać to w samej książce, będącej zbiorem zaprzeczających sobie informacji. Sama autorka pisze, że ojciec grał z Wierą Gran na koncercie dla ambasadorów
w 1945 r. w Warszawie. Wystąpiła tam na jego żądanie. Mam zresztą jej list, w którym wspomina to wydarzenie. Do wyjazdu do Izraela w 1950 r. regularnie śpiewała. Ojciec zatrudniał ją w radiu
i ponownie w 1965. To dość specyficzna forma niszczenia. Zresztą mąż Wiery Gran był oficerem bezpieki. Porucznik Kazimierz Jezierski to była postać mająca wpływy, mogące jej pomóc przed stalinowskim sądem i gdyby niszczył ją jakiś muzyk. Brał udział w egzekucji polskich bohaterów, takich jak np. rotmistrz Pilecki, który poszedł na ochotnika do Auschwitz.
– Pana ojciec miał niszczyć Gran także po jej wyjeździe z Polski.
– To równie nielogiczne. Przecież ona śpiewała w Carnegie Hall! To nobilitacja dla artysty, a nie złamana kariera.
W książce jest więcej nieścisłości. Tuszyńska pisze tak, że nie wiadomo, gdzie kończy się cytat, a zaczyna opinia autorki. Jest np. scena, w której opisuje opinie wygłaszane przez mojego ojca, które trafiły do UB. Ale jak to ujmuje! Jako „notatki służbowe z rozmów ze Szpilmanem”. Pisze o „rozmowie operacyjnej”. Czy to nie brzmi, jak donoszenie z własnej woli? A w biuletynie IPN i artykułach wyraźnie napisano, że ojca UB prześladowała!
– Jak zareagował ojciec na opinie Wiery Gran?
– Zastanawiał się, co z tym zrobić. W jej książce było szereg przekłamań na temat wydarzeń w getcie. Znajomy prawnik był na tyle przewidującym że zasugerowali złożenie oświadczenia do Instytutu Historycznego, by za kilkadziesiąt lat nie pojawiła się jakaś pani i nie wytknęła, że Szpilman nie reagował... Nie mam za złe nienawiści Gran do świata. Holocaust i powojenne przeżycia odcisnęły na niej swoje piętno. Odcisnęły je na każdym, kto przeżył. Mój ojciec np. nie mógł pić wody w czasie upałów. Przypominał sobie brak wody na Umschlagplatz i to, że nie zdołał uratować rodziny. U Wiery Gran objawiło się to w inny sposób: obsesją i paranoją. I powinna spoczywać w pokoju, a nie być wykorzystywana jako narzędzie w machinie promocyjnej.