Andrzej Stankiewicz

i

Autor: Artur Barbarowski

Andrzej Stankiewicz: Tusk chciał mieć słaby rząd i taki ma

2012-10-25 4:00

Publicysta "Wprost" ocenia na łamach "Super Expressu" polskich ministrów.

„Super Express”: – Wczorajszy dzień zapowiadał się jako sądny dla ministry sportu...

Andrzej Stankiewicz: – Joanna Mucha w ogóle nie powinna była zostać ministrem. Ona popełniła masę błędów.

– Zdawałoby się, że potop na Stadionie Narodowym powinien przelać czarę goryczy...

– Mam na uwadze błędy większe niż ten nieszczęsny dach. Bo to nie minister Mucha bezpośrednio odpowiada za obsługę dachu, lecz jej podwładni z Narodowego Centrum Sportu.

– Mimo wszystko wybroniła się.

– Wymiana Muchy na kogoś innego – gdyby do tego doszło – byłoby działaniem pozornym. Sport jest rzeczą ważną dla Polaków, ale jest kilka spraw znacznie ważniejszych.

– Polacy – według sondażu TNS Polska – za najgorszych członków rządu uważają kolejno: Arłukowicza, Muchę, Tuska, Rostowskiego, Szumilas. Wygląda więc na to, że premier wczoraj popełnił polityczny błąd. Rozgrzeszył człowieka niepopularnego.

– Ja sobie zadaję takie pytanie: czy Tusk już dojrzał mentalnie do tego, aby przeprowadzić rekonstrukcję rządu? To jest jego osobisty rząd. I na razie, jak widać, trwa przy nim z uporem osła. Chociaż niektórzy ministrowie w tym rządzie są bardzo słabi. Co więcej, wiem, że premier zdaje sobie z tego sprawę.

– Szefów jakich resortów ma pan na myśli?

– Zacznijmy od Bartosza Arłukowicza. Kilka dni temu zaprezentował plan zmian w służbie zdrowia, które chce wprowadzić. Mówił np. o wprowadzeniu elektronicznych kart, na których będą rejestrowane wszystkie nasze wizyty u lekarzy.

– Pomysł bardzo dobry.

– Tylko że jest to pieśń przyszłości, którą już wielokrotnie słyszeliśmy. Arłukowicz zapewnia, że elektroniczne karty zostaną wprowadzone w 2014 r. Ale przecież pamiętamy, że rząd obiecywał, że dojdzie do tego w połowie bieżącego roku. Arłukowicz więc po raz kolejny powtarza zaklęcia, a w służbie zdrowia niewiele się zmienia. Słabym ministrem jest również Michał Boni. Po pierwsze on nawet nie zorganizował swojego resortu – nie ma swojej siedziby, jest rozproszony po różnych budynkach w Warszawie. Poza tym ma niestabilne kierownictwo – co i rusz zmieniają się tam wiceministrowie. No i sprawa najważniejsza: resort cyfryzacji nie przeprowadził żadnego dużego projektu informatycznego. Cyfryzacja państwa, o której mówi Boni jest po prostu fikcją. Skoro jeszcze nic nie zrobił, to wszelkie jego zapowiedzi w związku z powyższym nie mają znaczenia.

– A jak pan ocenia Krystynę Szumilas?

– Minister edukacji narodowej też jest bardzo słaba. Ewidentnie nie pasuje na to stanowisko. Nadaje się najwyżej – tak jak to było w poprzedniej kadencji – na wiceministra. Awantury, które wywołuje – np. wokół nauczania historii – są zupełnie niepotrzebne. Wygląda na to, że nie ma pomysłu na to, jak naprawić edukację w Polsce.

– Jak do tego doszło, że tylu ludzi z ekipy Donalda Tuska nie radzi sobie ze swoimi zaszczytnymi, lecz trudnymi obowiązkami? A do tego – jak pan powiedział – premier wie, że te osoby są słabe.

– Paradoksalnie odpowiedź jest bardzo prosta. Otóż, kiedy Donald Tusk tworzył swój pierwszy rząd, to był jeszcze politykiem, który musiał się jeszcze liczyć z rozmaitymi uwarunkowaniami koalicyjnymi i wewnątrz partii – np. musiał wysłuchać personalnych opinii Grzegorza Schetyny. Tamten rząd był więc wypadkową różnych interesów politycznych. I, moim zdaniem, był znacznie lepszy od obecnego. Natomiast w 2011 r. Tusk – nie bez racji – uznał , że to on sam wygrał wybory dla Platformy. Poza tym osłabił Schetynę i zmarginalizował prezydenta Komorowskiego. No i totalnie pobił PiS – to była już szósta z rzędu porażka tej partii. Uznał więc, że nie musi się z nikim liczyć – i zaczął tworzyć rząd osobisty. Niektórych ludzi specjalnie rzucał na trudne odcinki, żeby przytemperować ich potencjał polityczny.

– Kogo?

– Np. wspomnianego już w tym wywiadzie Arłukowicza. Przecież kiedy on startował, to miał świetny wizerunek. No i zobaczmy, co z niego zostało po roku. Arłukowicz politycznie nie jest już żadnym konkurentem dla Tuska. On go po prostu zatopił. Nominacja Joanny muchy też była wynikiem personalnych gierek – przy czym, z tego co wiem, premier uważał, że stanie się ona maskotką EURO 2012. A skończyło się to całą serią wpadek. Stworzył ministerstwo dla Michała Boniego, aby go dowartościować. Zrobił to z wdzięczności, bo w poprzedniej kadencji Boni bardzo mu się zasłużył jako doradca. Tylko że on się kompletnie nie zna na cyfryzacji. Kierując się uwarunkowaniami osobistymi i doraźnymi celami – „temu dam trudne ministerstwo, żeby mu zaszkodzić”, „temu dam z wdzięczności”, „jej, bo mam za mało kobiet w rządzie” – Tusk nie dobierał ludzi pod kątem tego, czy się znają na tym, co będą robić. Właśnie dlatego ten rząd jest tak słaby.

Andrzej Stankiewicz

Publicysta „Newsweeka”