"Super Express": - Skąd tyle emocji wokół poniedziałkowego programu Tomasza Lisa, w którym rozmawiał z Jarosławem Kaczyńskim?
Andrzej Stankiewicz: - Ponieważ sama rozmowa obu panów była bardzo emocjonalna, co wynikało ze szczerej nienawiści, którą do siebie pałają, widać było wyraźnie, że ich spotkanie miało charakter osobisty.
- I zapewne stąd rozmowa Lisa z Kaczyńskim była swego rodzaju świętą wojną. Kto z niej wyszedł zwycięsko?
- Kaczyński wypadł o tyle lepiej, że większość obserwatorów oczekiwała, iż Lis rozbije go w rozmowie. Tak się nie stało. Widać było, że prezes PiS był dobrze przygotowany i trzymał nerwy na wodzy. Potrafił nawet dowcipkować, choć widać było, że to żarty wyuczone. Kilka razy Kaczyński zadał celne ciosy, które wyprowadzały z równowagi Lisa.
- Lis nie był w formie?
- Przygotował sobie listę spraw, które miały zdenerwować Kaczyńskiego i zedrzeć maskę miłego polityka, aby pokazać, że tak naprawdę jest on niezwykle agresywny. Prezes potrafił jednak ugryźć się w język i unikać kontrowersyjnych wypowiedzi.
- Rysuje się tu trochę obraz sromotnej klęski Lisa. Wypadł aż tak źle?
- Nie nazwałbym tego sromotną klęską. Panowie wzajemnie się przepychali, zapominając przy tym trochę o widzach. Powiedziałbym raczej, że w personalnych wycieczkach, pod znakiem których stała rozmowa, był remis, jednak ze wskazaniem na Kaczyńskiego, bo to on szedł na egzekucję, której uniknął.
Andrzej Stankiewicz
Publicysta "Newsweeka"
Lis: - Pan pretenduje do tego, żeby rządzić czterdziestomilionowym krajem...
Kaczyński: - Dobrze, że pan wie, że to czterdziestomilionowy kraj, a nie jakiś mały, który musi się wszystkim podporządkowywać. W pana piśmie i publicystyce nie bardzo słychać odgłosy tego przeświadczenia.
Lis: - To pan chce rządzić Polską.
Kaczyński: Pan też miał takie ambicje.
Lis: - Co pan chciał powiedzieć o Angeli Merkel?
Kaczyński: - A czy pan nie zna polskiego?
Należy pan do bardzo często spotykanej w Polsce formacji, która szkodzi Polsce.
Kaczyński
Bardzo bym chciał, żeby polscy dziennikarze i publicyści byli śmielsi. Do tego pana zachęcam ze wszystkich sił, a pan z miną napiętą na mnie
Więcej pewności siebie, panie redaktorze! Kaczyński
Kaczyński: - Panie doktorze...
Lis: - Nie jestem doktorem, jestem redaktorem.
Kaczyński: - Powiedziałem panie doktorze?
Lis: - Jestem zwykłym magistrem.
Kaczyński: - Panie magistrze...
Prosiłbym o pytanie odnoszące się do ważnych polskich spraw. Pan ciągle próbuje.
Kaczyński
Lis: - Posłuchajmy wypowiedzi ojca Rydzyka sprzed paru lat.
Kaczyński: - A może jeszcze sprzed kilkunastu?
Lis: - To się już nie liczy.