- Więcej więc tu szumu niż konkretnej treści?
- To zwykłe rzucanie błyskotek: możecie sobie przyjechać obejrzeć wrak, damy status pokrzywdzonych w naszym śledztwie, ale realnie nic z tego nie wynika. Tam gdzie zwracamy się z konkretnymi pytaniami o to, jak wyglądała praca kontrolerów na wierzy, jak wyglądały kontakty między nimi a ich dowódcami itd., to nie ma na nie odpowiedzi. Wciąż zaciągnięty jest hamulec. I Macierewicz i PiS mają rację, mówiąc, że nie zmieni się nastawienie Rosja, dopóki Putin nie uzna, że mu się to opłaca, lub nie dojdzie do jakiejś zmiany politycznej. A na jedno i drugie na razie się nie zapowiada.
- Skoro tak, to po to nawet te „błyskotki”? Do tej pory obchodzili się bez nich.
- Gdyby nic nie robili, naraziliby się na oskarżenia, że bojkotują nasze śledztwo i utrudniają postępowanie. Będą współpracować w kwestiach, które nie mają żadnego znaczenia. Co bowiem zmienią oględziny wraku?
- Pojawiają się opinie, że te gesty to próba osiągnięcia jakiegoś dealu z PiS? Rządzącym zależy na odzyskaniu wraku, a Kreml może chcieć to wykorzystać do ugrania czegoś dla siebie.
- Owszem, Putin stara się prowadzić takie gry w różnych miejscach Europy, ale da się ją prowadzić tylko wtedy, gdy rządząca w danym kraju władza jest gotowa taką grę podjąć. Emocje antyputinowskie nie tylko w PiS, są tak powszechne, że moim zdaniem jest to nierealne.
Rozmawiał Tomasz Walczak