"Super Express": - Beata Szydło przypuściła dyplomatyczny szturm, grożąc, że nie podpisze deklaracji z weekendowego szczytu UE, jeżeli jej postulaty nie będą spełnione...
Andrzej Stankiewicz: - I już zapowiedziała, że je spełniono, więc podpisze. Te postulaty były spełnione, zanim je wygłosiła, bo dogadano je wcześniej i znalazły się w deklaracji. Ot, takie zagranie na krajowy rynek: postawimy warunki, które są już tam zawarte, i pokażemy się jako realny gracz, z którym się liczą.
- Czyli można będzie zaprezentować sukces.
- Tak, ale używanie groźby w sytuacji kompletnie bez znaczenia, symbolicznej - to jakiś kompletny absurd. Przecież ten najbliższy szczyt polega na tym, że Unia postawi sobie tort, pokroi go i co? Beata Szydło grozi, że ona swojego kawałka tortu nie zje? To niemądre.
- Może wynika to z tego, że trzeba przykryć porażkę w głosowaniu nad Tuskiem i pokazać, że jest też sukces?
- Sądzę, że to raczej kontynuacja polityki, którą rząd przyjął przy okazji głosowania nad Tuskiem. Wszyscy główni gracze w PiS wiedzą, że to była porażka, ale głównym decydentem jest Jarosław Kaczyński i skoro on im kazał to zrobić, to zrobili. Mogli oczywiście walnąć papierami w stół i odejść, ale wszystkie te stanowiska w rządzie za bardzo im się podobają, więc tego nie robią.
- Kaczyński nie uważa tego za porażkę?
- Nie sądzę. On uważa, że pokazał, że postawił się Niemcom, co jest oczywiście na rynek wewnętrzny. Co bowiem rząd uzyskał? Tusk pozostał na stanowisku, rząd realnie niczego nie ugrał, podobnie jak nie ugra na szczycie w Rzymie. Ot, polityka pod sondaże, z której nic nie wynika.
- Nie jest tak, że polityka zagraniczna generalnie Jarosława Kaczyńskiego niewiele obchodzi i skupia się głównie na krajowej?
- Sądzę, że politykę zagraniczną postrzega jako element polityki krajowej. Zagranicę, oprócz USA, traktuje raczej jako zagrożenie interesów Polski. Głównie Rosję i Niemcy, ale nie tylko. Podchodzi do zagranicy z nieufnością, myśli o polityce zagranicznej w kontekście rozgrywania się, zwycięstw i "kto kogo". Albo ktoś wygrywa, albo traci. Nie postrzega tego jako pola współpracy, kompromisów i ustępstw, ale jako pole starć. Nie wierzy w to, że można coś wygrać wspólnie, we współpracy.
- Bazując na tym, co się stało, opozycja powtarza jak mantrę, że "Kaczyński chce wyprowadzić nas z UE". To będzie skuteczne?
- Zarzut o chęci wyprowadzenia Polski z UE przez PiS jest absurdem. Opozycja będzie jednak udowadniała, że Polska jest w Unii marginalizowana. Problem z tym, co Kaczyński zrobi, gdy w 2019 roku ukaże się projekt budżetu UE na kolejne 7 lat i dla Polski będzie w nim niewiele pieniędzy. Nie będziemy płatnikiem netto, ale będzie blisko zera. Kaczyński jest kimś, kto kalkuluje, że Unia się opłaca. Nie wydaje się, żeby postrzegał Unię jako wybór cywilizacyjny.
ZOBACZ: Kaczyński w Londynie! Spotkanie z premier Wielkiej Brytanii Theresą May ODWOŁANE