Andrzej Stankiewicz

i

Autor: Piotr Bławicki Andrzej Stankiewicz Publicysta „Rzeczpospolitej”

Andrzej Stankiewicz: Nie ma ani jednej wielkiej afery

2016-05-12 4:00

Andrzej Stankiewicz w "Super Expressie": Weźmy tego złotego mercedesa. Jeśli minister Jackiewicz mówi, że ktoś chciał go kupić, to chcę się dowiedzieć, kto to był, dlaczego do tego nie doszło i chcę usłyszeć, że czegoś takiego nie będzie w przyszłości. A taka deklaracja nie padła. Samo mówienie ogólnikami to droga donikąd.

"Super Express": - I jak? Po audycie autorstwa PiS nie może się pan pozbierać?

Andrzej Stankiewicz: - Z jednej strony, części tych rzeczy - głównie z wystąpień ministrów Jackiewicza czy Kamińskiego - na pewno trzeba wyjaśnić. Trudno mi jednak polemizować choćby z minister Kempą, która grzmiała, że urzędnicy za dużo zarabiali - przecież wysokość ich zarobków to decyzja polityczna, a nie coś nielegalnego. Niemniej mam wrażenie, że jeśli taki audyt powstaje, to coś jest nie tak z państwem.

- Co pan ma na myśli?

- W normalnym państwie takie rzeczy wychwytują służby i jeśli trzeba, kierują je do prokuratury. Jeśli trzeba robić pospolite ruszenie, by znaleźć jakieś nieprawidłowości, to znaczy, że system po prostu nie działa. Jakoś rozumiem działania PiS, ale skoro robi się taki zryw, to trzeba pokazać konkrety.

- Przecież były - 340 mld zł, które Polacy mieli stracić na rządach PO, czy złota limuzyna, o której ktoś tam sobie zamarzył. Było o inwigilacji obrońców krzyża. Mało?

- Weźmy tego złotego mercedesa. Jeśli minister Jackiewicz mówi, że ktoś chciał go kupić, to chcę się dowiedzieć, kto to był, dlaczego do tego nie doszło i chcę usłyszeć, że czegoś takiego nie będzie w przyszłości. A taka deklaracja nie padła. Samo mówienie ogólnikami to droga donikąd. Jeśli bowiem chcemy, by ci, którzy dopuszczali się nieprawidłowości, byli napiętnowani, chcemy zapobiec podobnym procederom w przyszłości, to pokażmy tych ludzi. Chyba że pan minister nie jest pewny służb, które dla niego zbierały informacje i boi się wpaść w tarapaty.

- Skoro zdecydowana większość patologii nie została skierowana do prokuratury albo nikogo nie postraszono Trybunałem Stanu, nie oznacza to, że cały ten audyt jest pisany patykiem na wodzie?

- Być może część z tych rzeczy okaże się poważna. Trudno to jednak ocenić, bo PiS wrzucił mnóstwo różnych grzybów do barszczu i próbuje coś z tego upichcić.

- I upichci? Czy ten audyt zaszkodzi PO?

- Przede wszystkim nie ma w nim jednej wielkiej afery, która poruszyłaby opinię publiczną. Trochę też PiS zbytnio napompował ten audyt i rozbudził oczekiwania i trochę je zawiódł. Wydaje mi się, że tych, którzy są po stronie KOD, PO czy Nowoczesnej, ten audyt nie przekona. Przekona za to tych, którzy już są po stronie PiS. To oczywiście paliwo dla obu stron, ale zmian preferencji politycznych ten audyt nie wywoła.

Czytaj: Sławomir Jastrzębowski: Przykra sprawa, nie lekceważyłbym jej