Opinie Super Expressu. Andrzej Stankiewicz: Władza zmienia się w Bizancjum

i

Autor: East News

Andrzej Stankiewicz: Lewica przegrywając wybory, może dać władzę Kaczyńskiemu

2019-07-20 5:03

Czy zjednoczona lewica ma szansę odegrać ważną rolę na polskiej scenie politycznej? - o tym rozmawiamy z Andrzejem Stankiewiczem, publicystą Onet.pl.

- „Super Express”: – Opozycja idzie podzielona – osobno PSL, osobno Koalicja Obywatelska, osobno lewica. Ale w tym ostatnim przypadku powstał sojusz SLD, Razem, Wiosny Biedronia. Dziś politycy tego obozu zapowiadają nawet wyprzedzenie Platformy Obywatelskiej w wyborach parlamentarnych. To realny scenariusz?
Andrzej Stankiewicz: - Absolutnie nie. Na politykę trzeba jednak patrzeć realnie. Wystarczy prześledzić wszystkie wyniki lewicy od momentu utraty władzy w 2005 roku. I wszystkie wybory od tamtego czasu były przegrane. Od piętnastu lat, po aferze Rywina lewica jest na marginesie. Nawet ugrupowania typu Wiosna Biedronia notują lepsze wyniki niż Sojusz Lewicy Demokratycznej. Lewica taka, jaką proponuje Włodzimierz Czarzasty, z powrotem tych starych twarzy, jest już Passe.
– Jednak elektorat lewicowy istnieje?
– Oczywiście, że elektorat lewicowy istnieje. Temu zaprzeczyć nie można. Zjednoczonej Lewicy nie można odbierać szans na dobry wynik – wejście do Sejmu, może nawet 10 proc. poparcia, choć o to będzie już trudno. Widać tu jednak inny problem.
– Jaki?
– Są to ambicje liderów. Jak rozmawiam z działaczami lewicy to przyznają oni, że Robert Biedroń nie chce zgodzić się na start z listy Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Żąda koalicji. A jeżeli zjednoczona lewica wystartuje jako koalicja to by wejść do parlamentu potrzebują nie 5, ale 8 proc. poparcia. Może powtórzyć się scenariusz z 2015 roku. Wtedy lewica startowała jako koalicja i uzyskała niespełna osiem procent. Większe szanse byłyby, gdyby szła lista partyjna – obojętnie Wiosny, czy SLD – na którą wpisani byliby działacze pozostałych ugrupowań. Bo przekroczenie progu 5 proc. na pewno jest w zasięgu lewicy.
– W uzyskanie ośmiu proc. pan nie wierzy?
– Potencjał lewicy wynosi około 10 proc. Jednak może być tak, że przy dużej polaryzacji, ostrej kampanii między PO i PiS lewica będzie kłopoty z uzyskaniem nawet 8 proc. Jest też inny problem. Zarówno Biedroń, jak i SLD mają mało pieniędzy. Nie mają mediów i kanałów komunikacji. Dlatego postawienie sobie poprzeczki w postaci 8 proc. jest bardzo ryzykowna. Nie wiem, czy lewica finalnie się dogada co do listy partyjnej. Może być tez tak, że lewica wystartuje jako koalicja, uzyska wynik 7,9 proc., nie wejdzie do Sejmu i tym samym pomoże Kaczyńskiemu w przejęciu władzy. Tego wykluczyć nie możemy.

– Pojednanie lewicy w ogóle było możliwe, ponieważ upadła idea wielkiej koalicji. Niektórzy twierdzą, że rezygnacja Grzegorza Schetyny ze współpracy z Sojuszem Lewicy Demokratycznej jest otwarciem drzwi do powrotu Polskiego Stronnictwa Ludowego do sojuszu z Platformą Obywatelską. To realny scenariusz?
– Trudno powiedzieć. Z jednej strony w samej Platformie Obywatelskiej jest przeświadczenie, że po ogłoszeniu, że nie ma szerokiej koalicji środowisko antyPiSowskie zacznie atakować PSL za brak rzeczonej koalicji. Będą padać argumenty typu: „Schetyna nie wziął na pokład SLD. Nie chcieliście SLD to go nie ma, więc nie ma powodu, aby się obrażać”. Politycy PO liczą, że nacisk polityczny i medialny zadziała. Ale w PSL jest determinacja, by startować samodzielnie.
– Ludowcy mają problem ze skrętem w lewo Grzegorza Schetyny?
– Owszem. Donald Tusk, gdy był liderem umiejętnie lawirował między lewicą i prawicą. Mocny skręt w lewo nastąpił, gdy stery w partii i rządzie przejęła Ewa Kopacz. Potem Schetyna krytykował publicznie ten zwrot, mówił o chadeckiej kotwicy. Za słowami nie poszły jednak czyny, dzisiejsza PO jest pod względem światopoglądowym najbardziej lewicowa w swojej historii.


 

Nasi Partnerzy polecają