"Super Express": - Co sądzi pan o tezach "Wprost" ws. nagrań z Romanem Giertychem w roli głównej?
Andrzej Stankiewicz: - Na razie znamy tylko wersję redakcji i wersję Giertycha. Są wzajemnie sprzeczne. Mogę tylko powiedzieć o swoich wątpliwościach związanych z tymi nagraniami.
- Jakie to wątpliwości?
- Przede wszystkim dlaczego te nagrania publikowane są w tym samym "taśmociągu" co poprzednie taśmy? Mają one zupełnie inną rangę. Tamte dotyczyły najważniejszych ludzi w państwie i rozmaitych dziedzin działalności państwa. A najnowsze taśmy to jakieś prywatne porachunki grupy gości. Być może Giertych pracował dla Kulczyka, być może chciał kupić tę książkę dla siebie - nie wiem, w jakim celu. Jest tu dużo znaków zapytania, ale to tak naprawdę osobista rozgrywka. Powoduje to inflację taśm. Wpisywanie ich w kontekst poprzednich nagrań jest niezrozumiałe.
- Co mogło kierować decyzją o ich publikacji?
- Redakcja znalazła się pod presją publikacji kolejnych nagrań, ale jest to droga donikąd. Te taśmy stawiają pytania o intencje redakcji i Nisztora. Dlaczego trzymał je przez 3 lata? Nie bardzo rozumiem, dlaczego użył ich właśnie teraz.
- Dominuje opinia, że to próba zemsty na Giertychu przez redakcję "Wprost". Co pan na to?
- Roman Giertych występował w mediach po wybuchu afery taśmowej, bardzo mocno atakując tygodnik. Nie mówił publicznie, że reprezentuje Sławomira Nowaka w procesie wytoczonym redakcji "Wprost" za opublikowanie materiału o zegarku ówczesnego ministra. To nie było w porządku. Ale z drugiej strony publikacja tych taśm dzisiaj wygląda jak jakaś osobista zemsta na Giertychu.
Zobacz też: Afera taśmowa. Giertych: Nisztor jest elementem grupy przestępczej! Nisztor: To absurdalne
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail