"Super Express": - Czy szef Solidarności wskoczy do wielkiej polityki i przejmie elektorat prezesa PiS?
Andrzej Stankiewicz: - Jest czterech ludzi, którzy będą mieli wpływ na to, jak będzie wyglądać tradycjonalistyczno-narodowa prawica: Jarosław Kaczyński, ojciec Tadeusz Rydzyk, Piotr Duda i szef SKOK-u Grzegorz Bierecki. To relacja między tymi ludźmi przesądzi o tym, jaki będzie miała kształt ta rzeczywistość, którą dziś łączymy z PiS, z Solidarną Polską, z Solidarnością, z "Gazetą Polską", z Radiem Maryja itd.
- Rozmachem organizacyjnym Piotr Duda potrafi zaimponować...
- To, że chce wejść do polityki, widać od dawna. To za jego czasów Solidarność zaostrzyła kurs wobec polityków oraz zdjęła - nomen omen, w kontekście Śniadka - polityczny parasol znad PiS. Duda budował swój spektakularny liczebnie protest w porozumieniu z OPZZ, który jest centralą postkomunistyczną, bardzo bliską SLD. Chciał, aby to były protesty związkowe - on nie chciał na nich Prawa i Sprawiedliwości. I udało mu się to. Bo co zrobił Jarosław Kaczyński? Zaprowadził swoich posłów pod Kancelarię Premiera i wygłosił do nich przemówienie, udając, że bierze udział w protestach Solidarności. Podczas gdy Solidarność była wówczas pod Sejmem. Owszem, swego czasu Duda wystąpił na kongresie PiS. Ale dzień później pojechał na kongres Solidarnej Polski. Rozgrywa animozje między Kaczyńskim a Ziobrą i ewidentnie buduje własną pozycję.
- No dobrze, ale gdy Kaczyński udawał, to parasol nad nim trzymał człowiek, który ma w CV stanowisko przewodniczącego Solidarności...
- Za czasów Śniadka Solidarność była związkiem propisowskim. On nie potrafił zbudować szerszego forum, co teraz udaje się Dudzie. Śniadek nie był samodzielnym podmiotem politycznym - brakowało mu charyzmy. Poza tym gdy PiS prowadził bardzo liberalną politykę, Śniadek to łykał jak młody pelikan. Kompletnie go wówczas zawiódł instynkt pracowniczy. Został sprowadzony do pozycji szeregowego posła PiS i to właśnie taki człowiek "parasolował" prezesowi tej partii, a nie Solidarność.
- Na ile realne są ambicje polityczne Dudy?
- Gdyby wystawił swój komitet wyborczy - czy to do wyborów europejskich, czy samorządowych, czy parlamentarnych - to zostałby oskarżony o to, że rozbija prawicę i utrudnia PiS odniesienie zwycięstwa. Dlatego nie wierzę, aby to zrobił. Myślę, że on kreśli dla siebie scenariusz na czasy "po Kaczyńskim" - jeżeli ten w 2015 r. nie dojdzie do władzy lub dojdzie, ale nie będzie w stanie jej skutecznie sprawować. Duda jest jeszcze młody, ma czas. Poza tym jest jeszcze jeden element, z którym każdy na prawicy musi się liczyć: Kaczyński jest depozytariuszem tzw. mitu smoleńskiego, który dla prawicowego wyborcy jest ważny. Poza tym Kaczyński ma intelektualny sznyt, co jego wyborcom się podoba.
- Badania opinii publicznej pokazują, że PiS ma relatywnie więcej wyborców słabiej wykształconych od elektoratu innych partii...
- Ale oni chcą czuć, że głosują na kogoś, kto jest mężem stanu, kto jest intelektualistą. Duda ma charyzmę. Ale Duda jest robotnikiem i związkowcem. W polskiej polityce czasy robotników i związkowców się skończyły. Wydaje mi się mało realne, aby elektorat Kaczyńskiego przeszedł w skali 1:1 do obozu Dudy.