"Super Express": - Po piątkowym szczycie UE, na którym debatowano m.in. o przyszłym budżecie, Donald Tusk wrócił do Polski zadowolony, uważając, że udało się ustalić kilka istotnych z punktu widzenia Polski kwestii budżetowych. Rzeczywiście wraca z tarczą i nadal mamy szansę na obiecane przez PO 300 mld zł?
Dr Andrzej Sadowski: - Sytuacja w Unii, a zwłaszcza w krajach strefy euro jest, moim zdaniem, niezwykle dramatyczna. To już nie jest kwestia Grecji, którą tak naprawdę spisano na straty, ale coraz bliższej niewypłacalności Hiszpanii. Na taki wariant Wspólnota nie jest zwyczajnie przygotowana.
- Bankructwo Hiszpanii może zaważyć na losach unijnego budżetu na lata 2014-2020?
- Cóż, czy jeden premier, czy drugi ogłosi dziś zwycięstwo w unijnych dyskusjach nt. budżetu nie ma żadnego znaczenia. Kiedy
- Bernard Cazeneuve, minister ds. europejskich Francji, mówił niedawno, że nowy budżet Unii powinien przede wszystkim uwzględniać te regiony UE, które najsilniej dotknął kryzys. To do nich musi trafiać najwięcej pieniędzy, a nie do państw, z którymi kryzys obszedł się łagodnie i w jego czasie doświadczyły wzrostu gospodarczego, czyli głównie Polski. To kolejny sygnał, że o unijne pieniądze będzie nam niezwykle trudno?
- W momencie, kiedy okazało się, że trzeba ratować źle gospodarujące rządy i w ogóle źle zaprojektowaną strefę euro, brakuje chętnych, którzy chcieliby dokładać się do unijnego budżetu. Za rok w Niemczech odbędą się wybory parlamentarne i jakakolwiek próba powiedzenia, że Berlin ma łożyć kolejne pieniądze na inne kraje, skończy się dla kanclerz Merkel przegraną.
- Mimo wszystko budżet trzeba będzie uchwalić. W listopadzie, kiedy unijni liderzy będą nad nim po raz kolejny deliberować, uda się?
- Nawet jeśli dojdzie do porozumienia, co z formalnego punktu widzenia jest oczywiście możliwe, trzeba pamiętać, że pieniędzy w Unii Europejskiej nie ma na jednoczesne łożenia na fundusze strukturalne oraz ratowanie Grecji i Hiszpanii.
- PO nadal jest jednak optymistycznie nastawiona. Jej politycy mówią, że mają Janusza Lewandowskiego, komisarza ds. budżetu, który promuje solidarnościowe myślenie o Unii. Zapominają, czy nie chcą przyznać, że w ostatecznym rozrachunku unijni komisarze nie mają nic do powiedzenia, bo decyzje podejmą najsilniejsze kraje Unii?
- Wystarczy znać układ sił i podział władzy w UE, aby realnie oceniać, czy coś jest możliwe, czy nie. Kiedy nie ma pieniędzy, nawet najlepszy budżet nie zostanie wykonany.
- Optymizm polityków PO jest więc nieuzasadniony?
- Optymistą zawsze warto być, ale jednocześnie nie można tracić kontaktu z rzeczywistością. A ta jest taka, że ewentualne bankructwo Hiszpanii sprawi, że budżet unijny, nawet jeśli okaże się dla nas bardzo korzystny, przejdzie do historii. Na taki wariant polski rząd musi być bezwzględnie przygotowany.
- Przygotowany na to, że z Unii nie dostaniemy nic?
- Istnieje taka możliwość, ponieważ to, co dzieje się w Hiszpanii, jest dziś jeszcze niedoszacowane. W najlepszym razie unijne dotacje dla Polski mogą być drastycznie ograniczone.
- Buńczuczne zapowiedzi weta w wypadku, gdy budżet Unii nas nie usatysfakcjonuje, będą tylko pustym gestem rządu?
- Trzeba, oczywiście, wykorzystywać wszystkie możliwości polityczne, proceduralne i formalne, ale w momencie, kiedy skarbiec będzie pusty, nic tego faktu nie zmieni.
- Premierowi przyjdzie politycznie zapłacić za niespełnione obietnice góry pieniędzy z Unii?
- Ubiegłoroczny raport OECD wskazał, że Polska bezinwestycyjnie, bez żadnych pieniędzy z UE, może mieć większy nawet o 14 proc. w ciągu najbliższych lat wzrost gospodarczy, jeśli tylko premier i jego rząd zlikwidują absurdalne i szkodliwe bariery dla gospodarki. I to tu należy oczekiwać źródła sukcesu politycznego, a nie w pieniądzach europejskich, których uzyskanie może być coraz bardziej problematyczne.
- Na tych pieniądzach w dużej mierze opiera się cały długofalowy plan rządu rozruszania gospodarki, znany jako "Inwestycje polskie".
- Polska i polskie społeczeństwo są zamożni nie dlatego, że rząd się zadłużał, aby dokonywać inwestycji, ale dlatego, że jesteśmy narodem przedsiębiorczym. To jest źródło polskiego dobrobytu. Dlatego pieniądze z Unii Europejskiej należy traktować przede wszystkim jako zwrot naszej składki członkowskiej, a po drugie jako dodatek, a nie główne źródło polskiego sukcesu.
Dr Andrzej Sadowski
Ekonomista. Centrum im. Adama Smitha