Andrzej Morozowski: Rekonstrukcja rządu kompromitacją?

2011-11-09 3:00

Zapowiadana na styczeń "głęboka rekonstrukcja" rządu będzie jego kompromitacją

"Super Express": - 22 listopada zostanie powołany nowy rząd. Sam premier mówił jednak, że do jego "głębokiej rekonstrukcji" dojdzie dopiero w styczniu. To jak jest?

Andrzej Morozowski: - Ostatnio słyszeliśmy, że premier wraz z prezydentem ustalili, że wyciągną wszystkie możliwe i jak najdalsze terminy konstytucyjne, żeby jednak tego 22 listopada powołać rząd już w ostatecznym kształcie i na cztery lata. Gdyby więc okazało się, że w styczniu dojdzie do jakiejś rekonstrukcji rządu, byłaby to kompromitacja.

- Rzecznicy PO i PSL mówią jednak zgodnie, że nowy rząd uformuje się ostatecznie w nowym roku, bo dopiero wtedy będzie można dokonać podziału resortów MSWiA oraz infrastruktury.

- No cóż, może premier znów ustalił coś innego, a może pojawiły się jakieś nowe spory na linii PO-PSL. W takiej sytuacji data 22 listopada to byłby pewien wybieg.

- Chyba że do tego dnia uda się podzielić oba resorty.

- Wydaje mi się, że już lata temu nadano premierowi RP prerogatywę łączenia i dzielenia ministerstw i że ustawa o działach administracji rządowej pozwala mu na to. Pewne jest natomiast, że od dłuższego czasu z jakichś powodów pan premier nie chce nam wyjawić składu przyszłego rządu.

- Oficjalnie mówi się, że chce z tym poczekać do końca polskiej prezydencji w Unii. Ten argument przekonuje pana?

- Kompletnie nie. To jakaś ściema. Podejrzewam, że nie chodzi o żadną prezydencję, lecz o wewnętrzne gry premiera - z prezydentem, ze Schetyną, z Pawlakiem. Wciąż nierozstrzygnięta jest też sprawa przyszłego koalicjanta Platformy. W gruncie rzeczy wyborcy zadecydowali, że PO ma wejść w koalicję z Palikotem. PSL, z gorszym wynikiem, to dopiero drugi kandydat na koalicjanta.

- Premier gra uczciwie wobec wyborców, odwlekając termin formowania rządu?

- Moim zdaniem nie. Jeśli w noc wyborczą mówi, że jest kryzys gospodarczy i wszystko trzeba będzie robić cztery razy szybciej niż dotąd, to rozumiem, że powoływanie rządu również. Ponieważ ten poprzedni w 2007 roku udało się sformułować w niecałe cztery tygodnie - i nie było żadnego kryzysu - to ten powinien być powołany w niecały tydzień.

- No i mamy pierwszą niespełnioną obietnicę.

- Albo premier celowo wprowadza w błąd obywateli, albo to zwykły cynizm i zaraz po wyborach, które - jak sam mówił - są świętem demokracji, mamy już wyłącznie święto polityków, a wyborców można wystawić do wiatru i zabiegać o ich łaskę dopiero za cztery lata.

Andrzej Morozowski

Publicysta TVN24