"Super Express": - Czy po 40 dniach od zaprzysiężenia można powiedzieć, jakim prezydentem będzie Bronisław Komorowski?
Andrzej Morozowski: - Każdy człowiek dorasta do funkcji, którą obejmuje. Dopiero po jakimś czasie będziemy mogli powiedzieć, w jakim kierunku idzie dorastanie Komorowskiego jako prezydenta. Na dziś można jedynie powiedzieć, że będzie prezydentem niewidocznym. Czyli takim, o jakim mówił Donald Tusk - siedzącym pod żyrandolem. Teraz go po prostu nie widać. Nie przejawia żadnej aktywności.
Przeczytaj koniecznie: Miesiąc prezydentury Komorowskiego: Największy sukces, największa porażka
- Jak to? Jeździ za granicę. Był już w Brukseli, Paryżu, Berlinie.
- No tak. Sam wyraźnie stwierdził, że za swojej prezydentury będzie patrzył na Zachód. Nie będzie - tak jak jego poprzednik - obrońcą słabych państw na Wschodzie przed imperialnymi zakusami Rosji. Komorowski popisał się też aktywnością na innym polu. Wtedy gdy zaraz po zaprzysiężeniu udzielił wywiadu i wypowiedział się w sprawie usunięcia krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego. W ten sposób doprowadził do dzikiej awantury.
- A co pożytecznego mógł w tej sprawie zrobić?
- Np. to, co się stało teraz, czyli przenieść krzyż do kaplicy w Pałacu Prezydenckim. Miałby wtedy powód, by chwalić się tym, jak sprawnie załatwił całą sprawę. To, że tak się nie stało, to niewątpliwie jego gafa. Nie przewidział konsekwencji, jakie jego słowa mogły wywołać.
- Ten brak aktywności prezydenta to wyraz małych umiejętności i determinacji czy może jego przemyślany plan?
- Ani jedno, ani drugie. Mam wrażenie, że prezydent wykonuje plan Tuska. I po pięciu latach Polacy mogą powiedzieć: "Taki prezydent nie jest nam potrzebny. Zmieńmy konstytucję, aby jego uprawnienia były okrojone".
- Czy poprzedni prezydenci byli bardziej aktywni w pierwszych miesiącach urzędowania?
- Oczywiście, że tak. Lech Wałęsa, który zaczynał rządy jeszcze pod starą konstytucją, tak się rozpychał na scenie politycznej, że potrafił nawet zmieniać premierów, choć nie miał ku temu żadnych uprawnień ani większości w Sejmie. Dzięki tzw. falandyzacji prawa mógł je naginać dla realizacji własnych celów. Z kolei szorstka przyjaźń Aleksandra Kwaśniewskiego z Leszkiem Millerem wskazywała na to, że i on rościł sobie pretensje do mocnego zaznaczenia swej obecności w polityce. Lech Kaczyński poprzez wszystkie starcia z premierem również chciał oddziaływać na kierunek polskiej polityki. Wszyscy trzej dążyli do wyinterpretowania z konstytucji jak największych kompetencji dla siebie w sprawach wewnątrzpaństwowych. Natomiast w przypadku Komorowskiego wydaje się, że będzie on korzystał z jak najmniejszej ilości konstytucyjnych uprawnień.
Andrzej Morozowski
Dziennikarz i publicysta telewizji TVN, współautor programu "Teraz My!" i "Tak to jest"
Patrz też: Prezydent Komorowski odpoczywał z żoną w Juracie - FOTKI