Andrzej Morozowski: Dla obu partii wygodne jest zarządzanie strachem

2010-10-25 15:45

Wyniki badań poparcia dla partii przeprowadzone po ataku na biuro poselskie w Łodzi komentuje Andrzej Morozowski, publicysta TVN.

"Super Express": - Po wyborach większość mediów i polityków orzekła, że Jarosław Kaczyński zwariował i pogrąża PiS. Nastąpić miał lawinowy spadek poparcia. Kolejne sondaże pokazują jednak większe straty Platformy. Jednym z niewielu, który mówił, że prezes PiS ma pewien plan, był na naszych łamach Grzegorz Schetyna. Reszta nie doceniła Kaczyńskiego?

Andrzej Morozowski: - Ten spadek jednak nastąpił. W pierwszej turze Kaczyński zebrał ponad 30 proc. głosów. Zgadzam się jednak, że Kaczyński świadomie grał na własny elektorat. Mam jednak przeczucie, że sondaże po zabójstwie w Łodzi są w jakiś sposób zakłócone. Panuje pewna dezorientacja i reakcja PiS mogła podbić notowania tej partii. Platforma próbuje to odrabiać, pokazując, że "to mogło dotknąć nas wszystkich". Bardziej wiarygodne od badań będą wyniki wyborów samorządowych.

- Panuje przekonanie, że te wybory rządzą się nieco innymi prawami...

- Z jednej strony tak, bo wiele komitetów chowa swoje partyjne flagi. Z drugiej strony w wyborach do sejmików wojewódzkich nie da się ukryć szyldów tak jak gdzie indziej. I nawet jeżeli nie ma to przełożenia na wybory parlamentarne, to ma gigantyczne przełożenie na nastroje zaplecza partyjnego. To tam dzieli się między partie większość stanowisk. Wszystkie polskie ugrupowania żyją z podziału łupów. Jakiś historyk dostanie zarządzanie miejską spółką z taksówkami, ktoś inny zna się na myślistwie i dostanie wodociągi... Wszyscy wiemy, że tak to działa. Te wybory partie chcą wygrywać właśnie po to.

- Prezes PiS wyraźnie zwraca się do tej części elektoratu, którą politycy PO i media traktują jako gorszą część społeczeństwa. To może zagrać.

- Może. Mamy w Polsce grupę ludzi, którzy mówią, że pod rządami Tuska nie czują się tu jak u siebie. Jest też druga grupa, która mówi o wyjeździe z kraju, gdy rządzi Kaczyński. Pierwsza liczy zapewne jakieś 30 proc., druga - 40 proc. I Kaczyński z Tuskiem uprawiają po prostu tę samą wygodną dla nich grę, skierowaną do innych grup. Tusk niespecjalnie to zresztą ukrywa, mówiąc w wywiadzie, że wyborcy oczekują po nim przede wszystkim tego, że nie dopuści do władzy PiS.

- Tego może oczekiwać twardy elektorat. Reszta może się odwrócić.

- Wszystkie ważniejsze sprawy są w cieniu tej wojny. Zwróćmy uwagę na losy reformy emerytalnej rządu Buzka. Podkreślano wyraźnie, że są to pieniądze obywateli odkładane na specjalne konta. Po dyskusji w ostatniej chwili Donald Tusk zgodził się zostawić je obywatelom. Ale mówił to jak człowiek, do którego te pieniądze należą i robi nam łaskę! Spodziewałbym się tego po wszystkich, ale nie po liberale! I okazuje się, że dla wyborców PO rzeczywiście to jest nieważne. Ważne jest to, że Tusk nie dopuści Kaczyńskiego. Jak dla wyborców PiS - odsunięcie ekipy Tuska.

- Straszenie Kaczyńskim nie może trwać wiecznie. Skoro już w 1993 roku przestało działać straszenie PRL...

- Wyborcy Platformy wydają się wciąż zmobilizowani. Widzą Kaczyńskiego mówiącego o winie za śmierć działacza w Łodzi. I wyborcy boją się, że mówi to do nich. Platforma zarządza strachem przed PiS, PiS zarządza strachem przed PO. I obie strony chcą to podsycać, prezentując się jako antidotum.

Andrzej Morozowski
Dziennikarz i publicysta TVN, współautor programu "Teraz My!" i "Tak to jest"

Przeczytaj koniecznie: PiS przygotowało „deklarację łódzką” – pakt o nieagresji w polityce. Kaczyński już podpisał, teraz namawia Komorowskiego