"Super Express": - Po wypowiedzi Jarosława Gowina o "pompowaniu kół" w Platformie Obywatelskiej stwierdził pan kategorycznie, że należy to sprawdzić, ale bardzo by się pan tym zdziwił. Skąd to przekonanie?
Andrzej Halicki: - Mówimy o procesie wyborczym w PO, który z punktu widzenia kontroli głosowania jest niepodważalny. Tu odnosiłem się do słów o "nocy cudów", która miała wpłynąć na wynik...
- Jarosław Gowin prostował, że nie chodziło mu o moment głosowania, ale o pompowanie kół i pojawianie się nowych członków tuż przed zamknięciem list uprawnionych do głosowania.
- Sprawa, o której wspomniał, czyli kwestia weryfikacji... Od marca był zamrożony stan członkowski, weryfikowany przez nas, co nie oznacza, że po 21 marca do centralnego rejestru członków nie można było dopisywać członków przyjętych w kołach wcześniej. Ta duża liczba, o której mówił poseł Gowin...
- Chyba kilkaset osób...
- Tak. Ale nie mogły to być osoby przyjęte po tej dacie zamrożenia stanu członkowskiego.
- Poseł Gowin podkreślił, że nie sugeruje, że doszło do fałszerstw wyników. "Czym innym jest jednak prawomocność moralna", związana z "pompowaniem kół".
- Dobrze, ale mówimy o okresie na przełomie roku, kiedy mogły mieć miejsce przyjęcia do kół po to, żeby ktoś później mógł się znaleźć w bazie członkowskiej. I być może to należałoby sprawdzić.
- Przejrzałem zarzuty z przeszłości związane z "pompowaniem kół". Dlaczego zdarzały się w PO tak często?
- Nie powinny zdarzać się w ogóle i nie sądzę, by zdarzały się częściej w Platformie niż w innych partiach.
- Powtarzały się jednak zarzuty wobec małopolskiej, gorzowskiej, warmińsko-mazurskiej Platformy. Dopisywanie pracowników całych firm, uczniów szkół językowych należących do działacza PO, walka dwóch liderów o fotel szefa...
- To niestety oznaka słabości. Jeżeli ktoś nie ma autorytetu i argumentów, wsparcia partnerów, to zapewne uruchamia takie myślenie, że uda mu się przeskoczyć brak zaufania. To ślepa uliczka, gdyż w końcu to się na nim mści. Dziś jest to jednak w dużej mierze problem przeszłości. I te złe doświadczenia przeszłości pozwoliły nam wyeliminować ten problem niemal do zera.
- Nie wierzę, żeby nikogo nie korciło. Ci "słabi" zawsze się znajdą...
- Dziś weryfikacja członków jest w pewnym sensie bardzo restrykcyjna. Zarówno sztywne zasady dotyczące opłacania składek, rygor wyborczy, prace związane z zarządem czy radą danego szczebla, jak i nabywaniem praw wyborczych dopiero po jakimś okresie potwierdzania członkostwa... To wszystko naprawdę weryfikuje sztuczne struktury, które pojawiają się tylko na wybory. Tych ponad 40 tys. członków PO zarejestrowanych dziś to naprawdę ludzie aktywni, naprawdę działający.
- Dlaczego zatem, głosując na szefa całej partii, aż 49 proc. pozostało nieaktywnych? Może to sygnał, że część z tych kół była podpompowana?
- Powodów jest oczywiście kilka i będziemy się nad nimi zastanawiać. Zapewne wiele osób zastanawiało się nad wyborem jednego z tych dwóch kandydatów i nie podejmowało żadnego wyboru. Były osoby, które po prostu się spóźniły, myśląc, że głosuje się do ostatniego dnia. Swoje zrobiły też wakacje. W swoim terminie trzeba było też odebrać awizo, a nie zawsze meldunek jest tożsamy z miejscem zamieszkania. Mieliśmy krótkie internetowe notowanie członków i nie było tu dużo czasu na oddanie głosu. Oczywiście różna atmosfera lokalnie też wpływała na frekwencję. Przyznam jednak, że ta frekwencja była niższa od oczekiwanej.
Andrzej Halicki
Poseł, szef mazowieckiej PO