Andrzej Halicki

i

Autor: archiwum se.pl Andrzej Halicki (51 l.), poseł PO: - Mamy wspólną rodzinną pasję - nurkowanie. Pod wodą czas się zatrzymuje, jest cisza, jest szansa na refleksję. Poza tym woda to symbol powrotu do korzeni. Przed końcem świata chciałbym więc ponurkować. Najchętniej wśród raf koralowych Morza Czerwonego.

Andrzej Halicki: Gliński nigdy nie będzie premierem

W rozmowie z "SE" Andrzej Halicki o zmianach w rządzie, premierze z PiS i Wandzie Nowickiej

"Super Express": - Skąd decyzja premiera o rekonstrukcji rządu?

Andrzej Halicki: - Po pierwsze, nic nie wiem na ten temat. Najpierw trzeba byłoby zapytać premiera, czy rzeczywiście rekonstrukcja rządu będzie miała miejsce. Faktem jest planowane odejście ministra Arabskiego z KPRM, ale do tego momentu musi upłynąć jeszcze trochę czasu, bo tego wymaga procedura samego wyjazdu na placówkę do Madrytu. Niemniej minister Arabski musi być zastąpiony.

- Mówi się, że zastąpi go Maciej Berek, prezes Rządowego Centrum Legislacji.

- Nic na ten temat nie wiem. Decyzja należy do premiera.

- W czwartek premier zapowiedział, że będzie więcej zmian w rządzie.

- Nie wiem. Nie chcę uczestniczyć w spekulacjach, ponieważ nie mam wiedzy na ten temat. Premier mówił o ministrze konstytucyjnym, a Tomasz Arabski jest ministrem konstytucyjnym.

- Wyraźnie jednak zapowiedział, że nie będzie to jedyna zmiana.

- Rzeczywiście, mówił o nich w liczbie mnogiej.

- W kuluarach sejmowych posłowie nie rozmawiają na ten temat?

- Nie uczestniczę w tego rodzaju rozmowach na korytarzu.

- Wszystkie nazwiska ministrów, które pojawiają się w kontekście ewentualnych dymisji, to tylko lista pobożnych życzeń opozycji?

- Opozycja na pewno liczy na perturbacje, ale po negocjacjach budżetowych w Brukseli atmosfera w rządzie jest dobra. Panuje pełna konsolidacja. Rząd czekają duże wyzwania. Premier wspólnie z ministrami będzie pracował nad wyznaczeniem zadań. Ich realizacja jest celem na najbliższe miesiące i lata. O tym zapewne będzie mówił w najbliższym czasie.

- Premier ma poinformować o zmianach kadrowych już w środę.

- Warto więc zaczekać do środy.

- Nie od wczoraj padają nazwiska ministrów do wymiany: Joanna Mucha, Bartosz Arłukowicz. Ostatnio iskrzyło w relacjach premiera z Jarosławem Gowinem...

- Nic nie wiem na temat zmian personalnych. Jeśli zaś chodzi o ocenę poszczególnych osób, to również należy ona do premiera i jego współpracowników. Jeśli będzie o tym mowa, to najpierw w gronie Rady Ministrów lub w indywidualnych rozmowach.

- A w jakim celu szef PSL Janusz Piechociński spotkał się z prof. Piotrem Glińskim?

- Nie mam zielonego pojęcia. Uważam, że to strata czasu.

- Piechociński najwidoczniej uważa, że jednak warto.

- Ale widać, że sam Gliński nie ma na siebie żadnego pomysłu. Chce ze sobą skojarzyć osoby o zupełnie różnych poglądach ekonomicznych. Profesorowie Rybiński i Modzelewski mają kompletnie inne podejścia do spraw ekonomicznych. Obaj są też dość kontrowersyjni. Już pierwszy ich komunikat po ogłoszeniu współpracy z prof. Glińskim pokazuje, że ta idea jest nierealna, nie przystaje do panujących warunków gospodarczych. To są papierowe, wirtualne spekulacje. Nawet w PiS już nikt w powodzenie misji prof. Glińskiego nie wierzy. Myślę, że nawet on sam.

- W założeniu prof. Gliński ma zastąpić premiera Tuska. W takiej sytuacji Janusz Piechociński, lider koalicyjnej partii, się z nim spotyka...

- To niepoważne. Szkoda czasu. Profesor Gliński nigdy nie zostanie premierem.

- PiS może liczyć, że PSL pomoże im odwołać rząd? Po negocjacjach budżetowych w Brukseli członkowie PiS alarmowali, że nasi przedstawiciele kompletnie zlekceważyli interes rolników. Na coś takiego PSL pozwolić sobie nie może.

- Nie sądzę, żeby ktokolwiek w PiS na poważnie rozważał takie możliwości. Prawdziwym kandydatem na premiera jest Jarosław Kaczyński. Zresztą PSL odpowiedział dobitnie, że pieniędzy dla rolników w budżecie UE jest więcej, a elastyczność, czyli reguły ich wydawania, również są korzystne. Jeśli ktoś mówi, że tych pieniędzy jest mniej, to albo źle liczy, albo liczy ze złą wolą.

- Adam Szejnfeld zaćwierkał o hipotetycznej możliwości przyjęcia w szeregi PO Anny Grodzkiej, Roberta Biedronia i Wandy Nowickiej. Jest okazja, bo ta ostatnia została wyrzucona z klubu Ruchu Palikota.

- Myślę, że na to są minimalne szanse. Po pierwsze dlatego, że Wanda Nowicka nigdy nie pałała szczególną miłością do PO i się z tym nie kryła. Wspominała raczej o SLD jako alternatywie dla swojej bytności w Ruchu Palikota. Również od nas nikt takiego gestu w jej stronę nie wykonywał. Taki temat dziś nie istnieje.

- Nie planujecie więc rozbudowy lewego skrzydła?

- Nie.

- Skąd więc słowa Adama Szejnfelda? Może on uważa, że platformerskiej lewicy brakuje wyrazistych postaci?

- Trzeba pytać jego. Jesteśmy partią różnorodną, jeżeli chodzi o postawy i światopoglądy liderów. Nie kryjemy się za jakąś kurtyną, w zamkniętych salach, nie prowadzimy tajnych polemik. Ale kiedy trzeba doprowadzić do konkluzji, która musi być skutecznie zrealizowana, jesteśmy w stanie wypełnić to, jednocząc konserwatystów i liberałów. Na końcu i tak tylko kompromis daje możliwość spełnienia niektórych postulatów.

- Janusz Palikot w rozmowie z "Super Expressem" właściwymi sobie słowami stwierdził, że to Donald Tusk i Ewa Kopacz nakłonili Wandę Nowicką do złego.

- Trudno jest mi odnosić się do jego słów. Janusz Palikot się zakiwał i strzelił sobie samobója. Co więcej, dalej brnie w nierozsądnym stylu, opartym na nieparlamentarnym słownictwie oraz zachowaniu. Nic dobrego to nie wróży.

- Wanda Nowicka obiecała, że zrezygnuje ze stanowiska wicemarszałkini. Podejrzewa pan czemu zmieniła zdanie?

- Nie uczestniczyłem w żadnym spotkaniu tego środowiska i nie wiem, kto co komu obiecał. Trudno jest mi być rozjemcą tego żenującego sporu.

- Wanda Nowicka wiedziała, że zagłosujecie przeciwko jej odwołaniu.

- Myśmy podjęli tę decyzję w sposób jawny na posiedzeniu klubu. Trzy dni przed głosowaniem.

- Dlaczego głosowaliście za pozostawieniem jej na stanowisku? Ruch Palikota ją na nie desygnował i zgodnie z obyczajem powinien mieć prawo do jej odwołania.

- Jeżeli ktoś czyni z łamania zasad, prowokacji, intryg strategię postępowania, to trudno, aby później upominał się o tzw. święte zasady. To jest po prostu niekonsekwentne. Widać tu intrygę i chęć pokazania, że się jest właścicielem ugrupowania politycznego. W parlamencie nie ma na coś takiego miejsca. Właścicielem Ruchu Palikota są jego wyborcy, to oni wydelegowali ich do Sejmu. I myślę, że będą bezlitośni.

- Wielu obwieściło śmierć Ruchu Palikota. Pan też już pogrzebał Palikota?

- Ja wiem tylko, kiedy nastąpi weryfikacja tych informacji: podczas wyborów.

- Ruch Palikota jest potrzebny na polskiej scenie politycznej?

- Wszystkie formacje muszą mieć cel związany z jakimś zadaniem, wyzwaniem, ustrojową wizją Polski i jej rozwoju. Chodzi o to, aby w określonej perspektywie zrealizować zadania istotne dla wyborców.

- Pana dawny kolega partyjny się w to wpisuje?

- Nie widzę w RP takiego projektu, który mógłbym jasno opisać i który byłby interesujący dla wyborców, poza paroma hasłami. Ale one są bardzo populistyczne, oparte na łamaniu zasad albo prawa. Jeżeli mówimy o tradycji, to będzie to walka z Kościołem i tradycyjnymi zwyczajami. Jeśli mówimy o prawie, to będzie np. legalizacja marihuany. Z tego znany jest Ruch Palikota. Reprezentuje ideę anarchizacji życia politycznego, a nie budowy projektu opartego na wizji i rozwoju. Happeningi Janusza Palikota są zupełnie oderwane od politycznych możliwości.

Andrzej Halicki

Poseł PO