Andrzej Duda: Za czasów PiS byliśmy bogatsi

2012-10-11 4:00

Jaka była siła nabywcza naszej pensji w 2007 roku, a jaka jest dziś?

"Super Express": - Panie pośle, gratuluję ostatniego sondażu. Czy PiS jednak cokolwiek zrobił, żeby te sondaże urosły, czy po prostu wyręczył was Donald Tusk ?

Andrzej Duda: - Ja podchodzę zawsze spokojnie do wszystkich sondaży, staram się to traktować z rezerwą.

Nie, nie. Był optymizm, była wielka radość w PiS, może skrywana, ale była.

O tyle, że sondaż zawsze ma pewien wydźwięk jako taki. Nawet nie tyle obrazuje coś, ale w pewien sposób przemawia do społeczeństwa. Myśmy od dawna czekali na to, żeby nastąpiło jakieś przełamanie. Po prostu Polacy zaczęli oceniać rządy Tuska na spokojnie i z rozwagą.

I tu nagle BAH! - 39 proc. dla PiS. Co się stało? Smoleńsk, Amber Gold?

Wiele czynników na to wpłynęło. Myślę, że jest wiele osób, które nie chciały do siebie dopuścić tej prawdy o PO, o Donaldzie Tusku, o tym rządzie, na który jednak głosowali. I później doszło do takiego skomasowania zdarzeń również z punktu widzenia m. in. portfela przeciętnej rodziny. Bo jednak jak uświadomimy sobie, jaka była siła nabywcza naszej pensji w 2006 czy 2007 roku a dzisiaj, to ta różnica jest widoczna. Sam widzę ją u siebie.

Czyli za czasów PiS-u byliśmy bogatsi?

Tak, byliśmy. Myślę, że nie ma żadnych wątpliwości, że przeciętna polska rodzina mogła sobie pozwolić w tamtym czasie na znacznie więcej niż dziś.

Obraża się pan, jak mówią o panu, że jest następcą Ziobry? Czy raczej traktuje pan to jako komplement?

Zacznijmy przede wszystkim od tego, że ja się absolutnie nie odżegnuję od tego, że zacząłem swoją polityczną działalność w ministerstwie, którym wtedy kierował minister Zbigniew Ziobro.

Czyli dużo pan zawdzięcza Zbigniewowi Ziobro?

Tak, oczywiście. Początek mojej działalności politycznej to była współpraca właśnie z nim, obaj też jesteśmy z Krakowa. W związku z czym siłą rzeczy ta współpraca była. Natomiast w pewnym momencie Zbigniew podjął takie decyzje, jakie podjął. Ja się z tym nie zgadzałem, on poszedł swoją drogą, a ja swoją.

To powiem panu, jak to skomentował poseł Arkadiusz Mularczyk w "Gazecie Krakowskiej": "Był pchany przez nas w miejsca, które dały mu praktykę, wiedzę i rozpoznawalność. Potem pokazał swój koniunkturalizm i karierowiczostwo. Kariera stała się dla niego ważniejsza niż lojalność". Ale Ziobro był łagodniejszy w swoich ocenach i powiedział o panu: "Wybrał to, co dla niego bezpieczniejsze".

Nie sądzę, żeby moja decyzja o pozostaniu w PiS pana Ziobro zdziwiła. Stąd ta jego spokojna i stonowana wypowiedź. Proszę pamiętać, że ja przez dwa i pół roku pracowałem w kancelarii prezydenta, z czego większość czasu jako prawnik śp. Lecha Kaczyńskiego. To zobowiązuje.

A proszę powiedzieć, jak wyglądały rozmowy z Ziobro o przejściu do Solidarnej Polski? Czy Ziobro powiedział - Andrzej, chodź do nas do partii! A pan odmówił i powiedział - nie, nie macie szans, wolę z PiS-em, tu mam pewne miejsce, tu mogę się rozwijać. Były takie spotkania?

Była taka rozmowa rzeczywiście ...

Dwóch dorosłych polityków...

Tak… Nie zdecydowałem się pójść tą drogą, bo uważałem, że mam - tak jak powiedziałem - swoje zobowiązania i nigdy się ich nie wyprę. Jestem człowiekiem, który stara się działać i żyć uczciwie. Lubię móc popatrzeć na swoją twarz rano przy goleniu. (śmiech)

Jakby pan poszedł do Ziobry, to by pan nie mógł?

Myślę, że miałbym poczucie zdrady, i to takiej kilkakrotnej.

Mówi pan właśnie, że ci, którzy odeszli - Mularczyk, Ziobro - zdradzili?

To jest ich decyzja i nie będę jej oceniać. Ja mogę powiedzieć tylko, jak ja bym się czuł.

To teraz trochę lżejszy temat. Czy jest pan hipsterem? (śmiech) Bo cały internet huczy, że jest pan hipsterem.

Moja 17-letnia córka wyjaśniła mi ostatnio, co to znaczy być hipsterem (śmiech). To znaczy być o tyle na czasie, żeby wyprzedzać to, co dopiero będzie modne.

I żeby nie być w głównym nurcie...

Tak, dokładnie.

A wie pan, dlaczego został pan hipsterem?

Hmmm...

W związku z sądami...

Tak, że broniłem sądu w Miechowie, kiedy to jeszcze nie było modne.

A co jest złego w likwidowaniu sądów? Tam powstaną ośrodki zamiejscowe, sędziowie tam będą.

Jest kilka rzeczy, które mnie w tym bardzo niepokoją. Pierwsza i podstawowa - są takie podskórne informacje płynące z ministerstwa sprawiedliwości, że to jest dopiero pierwszy etap, a tak naprawdę chodzi o likwidację tych sądów w sensie dosłownym. I uważam, że to będzie sytuacja, w której prawo obywateli do sądów zostanie ograniczone. Po drugie uważam, że to jest cios w społeczności lokalne.

Porozmawiajmy o prof. Glińskim. Kluzik-Rostkowska w RMF FM nazwała go "radykałem PiS-owskim w skórze profesora"...

Ja bym raczej zapytał - i kto to mówi? (śmiech). Dla mnie pan profesor jest przede wszystkim człowiekiem z wielkim dorobkiem naukowym, jest człowiekiem spokojnym i wyważonym, ma duży autorytet w środowisku naukowym. W związku z tym nie mam żadnych wątpliwości, że jest w stanie skompletować gabinet fachowców.

Ale politykiem nie jest.

A może to właśnie dobrze. W tych trudnych czasach, kiedy ten spór polityczny jest tak ostry, wchodzi człowiek spoza świata polityki, wolny od pewnych "uwarunkowań", które w tym świecie panują. Myślę, że to jest właśnie dobry premier takiego gabinetu, który ma mieć charakter przejściowy. Też po to, żeby uratować polskie sprawy, które idą w złym kierunku.

Powiem panu teraz, co napisał poseł Szejnfeld na Facebooku, cytując - trzeba tu wyraźnie zaznaczyć - nie swoją opinię: "W 1929 r NSDAP przegrała sromotnie wybory do Reichstagu (2,8% poparcia), będąc synonimem politycznego "obciachu". 24 października 1929 nastąpił krach na Wall Streat. W 1933 r. "obciachowi" naziści przejęli władzę" - To refleksja jednego z naszych przyjaciół z FB w aspekcie wyniku PiS w ostatnich sondażach. Co Wy na to?" No to, co wy na to?

Trudno nawet te słowa komentować. Widzę, że kolegów z PO najwyraźniej ponoszą emocje w sytuacji, w której grunt im się usuwa spod nóg. Proszę pamiętać, że nie kto inny, tylko PO przegrała wybory w 2005 roku, potem Donald Tusk przegrał wybory prezydenckie w 2005 roku i jakoś wtedy nikt się nie zniżał do tego typu porównań.

Polityczny scenariusz na najbliższe pół roku dla Polski - co się wydarzy?

My będziemy robili swoje, będziemy przedstawiali swoje propozycje. Jesteśmy opozycją dziś, w związku z czym jest naszym świętym prawem ocenianie działalności rządu i przedstawianie swoich propozycji i będziemy to robić niezależnie od tego, czy Platforma będzie z tego zadowolona czy nie, czy będzie dalej się tak zachowywała, jak zachowuje, tu myślę przede wszystkim o tej wypowiedzi cytowanej przez posła Szejnfelda. My będziemy dalej realizowali swoje zadania, bo taki jest nasz obowiązek wobec Polski i Polaków.

A koalicja z PSL jest możliwa, teoretycznie oczywiście?

Teoretycznie wszystko jest możliwe.

Ale z Ruchem Palikota już chyba nie?

Nie, przynajmniej ja sobie tego nie wyobrażam.

A koalicja SLD z PiS?

Uważam, że w polityce wśród partii, które mają jednak w istocie programy w miarę umiarkowane i propaństwowe wszelkie rozwiązania są możliwe. Kto wie, co będzie dalej z PO, co przyniosą kolejne wybory, czy Platforma w ogóle będzie istniała w takiej formule jak dzisiaj? Nie wiem, wszystko może się zdarzyć.