To były zakupy wyborcze, choć w koszyku zabrakło miejsca dla kiełbasy. Andrzej Duda postanowił w bardzo prosty sposób przekonywać rodaków, że wejście Polski w strefę euro może ich słono kosztować. I to dosłownie. Kandydat na prezydenta zrobił drobne zakupy w sklepie na Słowacji, a później takie sam w markecie po polskiej stronie.
Tuż za granicą Polski w słowackim miasteczku Skalite Duda wybrał się do marketu jednej z największych sieci handlowych u naszych południowych sąsiadów. Do koszyka włożył chleb, mleko, cukier, sok, olej, margarynę, jajka oraz ser. W sumie rachunek za te podstawowe zakupy wynosił 13,29 euro, to według kursu NBP obowiązującego dziś daje kwotę 54,88 zł.
Potem Andrzej Duda pojechał z powrotem do Polski. W Milówce zrobił niemal identyczne zakupy w sklepie dużej sieci. - Rachunek opiewa raptem na 37 zł i 2 grosze. A tutaj kupiłem większy sok, margarynę oraz ser. Jak widać różnica w cenie jest niewątpliwa. To pokazuje właśnie skutek wejścia do strefy euro. Słowacy przyjeżdżają na zakupy do nas, wzdłuż całej granicy powstały nawet place targowe. W Polsce jest dziś znacznie taniej – mówił do dziennikarzy Andrzej Duda
Według TVN 24, na Słowacji entuzjazm wobec euro nie jest powszechny. Ludzie narzekali, że po wprowadzeniu euro wzrosły ceny, a wynagrodzenia niekoniecznie. W 2014 r. Słowak zarabiał średnio 784 euro, Polak 864.
Zobacz: Seksskandal w więzieniu w Łodzi. Osadzona zaszła w ciążę ze strażnikiem aresztu