Andrzej Biernat: Poseł Gowin i inni uciekają jak szczury

2013-09-10 4:00

Niespełna trzy tygodnie po partyjnych wyborach w Platformie Oby watelskiej były minister sprawiedliwości Jarosław Gowin odchodzi z partii.

Gowin ściąga skarpety by pokonać Tuska

i

Autor: Archiwum serwisu

"Super Express": - Jarosław Gowin odszedł wczoraj z PO. Jest pan zaskoczony?

Andrzej Biernat: - Trudno mówić o zaskoczeniu. Gowina już od dawna nie było w Platformie. Jeżeli w ogóle kiedykolwiek był...

- Po wewnętrznych wyborach w PO zapowiadał, że swoją polityczną przyszłość wiąże właśnie z nią. Co się zmieniło, że ta przyszłość trwała tak krótko?

- To kwestia jego dwulicowości. Premier zapraszał go do współpracy, gratulował dobrego wyniku w wyborach, a w momencie, kiedy ogłoszono wyniki wyborów uzupełniających na Podkarpaciu, znalazł jeszcze miejsce, żeby kopnąć Platformę.

- Powinniście być mu wdzięczni, że jego wystąpienie z partii zbiegło się w czasie z ogłoszeniem wyników tych przykrych dla was wyborów.

- Nie jest nam przykro, bo nie mieliśmy tam własnego kandydata, a o wdzięczności też nie może być tu mowy. Wczoraj bowiem pokazał coś, co nazwałbym "lojalnością Gowinów" lub przyjmijmy inny zwrot: "zachował się jak Gowin" - określenie, które jest synonimem braku lojalności i wdzięczności.

- Wracając do motywacji Gowina, tłumaczy on, że rządowa decyzja ws. OFE była kroplą, która przelała czarę goryczy. Wierzy pan w to?

- Nie. Decyzja o wyjściu z PO zapadła już dużo wcześniej, ale miał inny plan. Zakładał on, że wyjdzie za nim kilkudziesięciu posłów Platformy i założą klub parlamentarny, który da mu parę ministerialnych teczek, a jemu stanowisko wicepremiera. Ponieważ oprócz Godsona i Żalka nikt się z nim nie wybiera w podróż w nieznane, musiał zastosować plan B i znalazł sobie pretekst do wyjścia w postaci zmian w OFE. A przecież od dawna wiedział, w którą stronę one pójdą.

- Ale czemu nie zagrał roli męczennika, tak popularnej wśród tych, którzy decydują się na rozwód z partią?

- Chciał być męczennikiem, ale ponieważ nikt mu nie chciał dać tej satysfakcji, musiał się sam ewakuować, bo doszedł do wniosku, że już po nim. Zwłaszcza że był alienowany w partii. Nikt nie chciał z nim siedzieć przy jednym stole. Nikt z nim nie rozmawiał. Każdy traktował go jak politycznego trędowatego.

- Myśli pan, że to ten ostracyzm mógł zadecydować o jego odejściu?

- Wydaje mi się to całkiem prawdopodobną motywacją do odejścia. Jego alienację było widać na kilometr. Kiedy ostatnio byliśmy na meczu Legii ze Steauą, Gowin stał w kącie i sam jadł posiłek, podczas gdy przy innych stolikach były tłumy. Jedna ze znanych postaci polskiego show-biznesu powiedziała wtedy: "Patrzcie, niby dostał 20 proc., a żre sam". To oddaje jego pozycję w partii w ostatnich tygodniach.

- A co z Jackiem Żalkiem? To ostatni z tria, który jeszcze jest w partii.

- Pewnie w ramach solidarności też wyjdzie z PO. Jak się mówi "a", to trzeba powiedzieć "b". Żalek dał się uwieść Gowinowi, ale zrobi, co uważa za słuszne. Pewnie chłopcy będą robili spektakl i za trzy dni albo za tydzień także Żalek się z nami pożegna. Zrobi na pewno sporo szumu, żeby być na okładkach gazet.

- Bez Godsona, Gowina i Żalka przewaga koalicji w Sejmie będzie naprawdę krucha...

- Sprawa jest prosta - tak jak już rozmawialiśmy jakiś czas temu - brak większości oznacza przedterminowe wybory. Premier zapowiadał, że nie będzie szedł tropem Millera. Nie ma większości, nie ma rządzenia.

- Płaczu za trzema muszkieterami nie będzie?

- Mogę tylko powiedzieć tyle - są jak szczury, które pierwsze uciekają ze statku. Odchodzą, kiedy PO się akurat nie wiedzie. Jeśli nie potrafią docenić tego, co partia im dała, to trudno.

Andrzej Biernat

Szef łódzkiej PO

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki