"Super Express": - Jarosław Gowin odszedł wczoraj z PO. Jest pan zaskoczony?
Andrzej Biernat: - Trudno mówić o zaskoczeniu. Gowina już od dawna nie było w Platformie. Jeżeli w ogóle kiedykolwiek był...
- Po wewnętrznych wyborach w PO zapowiadał, że swoją polityczną przyszłość wiąże właśnie z nią. Co się zmieniło, że ta przyszłość trwała tak krótko?
- To kwestia jego dwulicowości. Premier zapraszał go do współpracy, gratulował dobrego wyniku w wyborach, a w momencie, kiedy ogłoszono wyniki wyborów uzupełniających na Podkarpaciu, znalazł jeszcze miejsce, żeby kopnąć Platformę.
- Powinniście być mu wdzięczni, że jego wystąpienie z partii zbiegło się w czasie z ogłoszeniem wyników tych przykrych dla was wyborów.
- Nie jest nam przykro, bo nie mieliśmy tam własnego kandydata, a o wdzięczności też nie może być tu mowy. Wczoraj bowiem pokazał coś, co nazwałbym "lojalnością Gowinów" lub przyjmijmy inny zwrot: "zachował się jak Gowin" - określenie, które jest synonimem braku lojalności i wdzięczności.
- Wracając do motywacji Gowina, tłumaczy on, że rządowa decyzja ws. OFE była kroplą, która przelała czarę goryczy. Wierzy pan w to?
- Nie. Decyzja o wyjściu z PO zapadła już dużo wcześniej, ale miał inny plan. Zakładał on, że wyjdzie za nim kilkudziesięciu posłów Platformy i założą klub parlamentarny, który da mu parę ministerialnych teczek, a jemu stanowisko wicepremiera. Ponieważ oprócz Godsona i Żalka nikt się z nim nie wybiera w podróż w nieznane, musiał zastosować plan B i znalazł sobie pretekst do wyjścia w postaci zmian w OFE. A przecież od dawna wiedział, w którą stronę one pójdą.
- Ale czemu nie zagrał roli męczennika, tak popularnej wśród tych, którzy decydują się na rozwód z partią?
- Chciał być męczennikiem, ale ponieważ nikt mu nie chciał dać tej satysfakcji, musiał się sam ewakuować, bo doszedł do wniosku, że już po nim. Zwłaszcza że był alienowany w partii. Nikt nie chciał z nim siedzieć przy jednym stole. Nikt z nim nie rozmawiał. Każdy traktował go jak politycznego trędowatego.
- Myśli pan, że to ten ostracyzm mógł zadecydować o jego odejściu?
- Wydaje mi się to całkiem prawdopodobną motywacją do odejścia. Jego alienację było widać na kilometr. Kiedy ostatnio byliśmy na meczu Legii ze Steauą, Gowin stał w kącie i sam jadł posiłek, podczas gdy przy innych stolikach były tłumy. Jedna ze znanych postaci polskiego show-biznesu powiedziała wtedy: "Patrzcie, niby dostał 20 proc., a żre sam". To oddaje jego pozycję w partii w ostatnich tygodniach.
- A co z Jackiem Żalkiem? To ostatni z tria, który jeszcze jest w partii.
- Pewnie w ramach solidarności też wyjdzie z PO. Jak się mówi "a", to trzeba powiedzieć "b". Żalek dał się uwieść Gowinowi, ale zrobi, co uważa za słuszne. Pewnie chłopcy będą robili spektakl i za trzy dni albo za tydzień także Żalek się z nami pożegna. Zrobi na pewno sporo szumu, żeby być na okładkach gazet.
- Bez Godsona, Gowina i Żalka przewaga koalicji w Sejmie będzie naprawdę krucha...
- Sprawa jest prosta - tak jak już rozmawialiśmy jakiś czas temu - brak większości oznacza przedterminowe wybory. Premier zapowiadał, że nie będzie szedł tropem Millera. Nie ma większości, nie ma rządzenia.
- Płaczu za trzema muszkieterami nie będzie?
- Mogę tylko powiedzieć tyle - są jak szczury, które pierwsze uciekają ze statku. Odchodzą, kiedy PO się akurat nie wiedzie. Jeśli nie potrafią docenić tego, co partia im dała, to trudno.
Andrzej Biernat
Szef łódzkiej PO